wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 23. cz. 1.

Po kilku godzinach drogi wreszcie mijamy długo wyczekiwany zielony znak z kilkoma białymi literkami tworzącymi wdzięczną nazwę Zakopane. Z zachwytem wpatruję się w piękny krajobraz przede mną. Moje ukochane góry przykryte białym puchem. Oklepane, wiem, ale co ja poradzę, że tak uwielbiam Tatry. Po kolejnej godzinie krążenia po mieście udaje nam się znaleźć odpowiadający nam hotel. Wchodzimy do budynku i szybko kierujemy się do recepcji, Maciek idzie zarezerwować pokój, a ja siadam na jednym ze skórzanych foteli. Znudzona zaczynam przeglądać ulotkę hotelu, gdy do pomieszczenia wchodzą trzy pochłonięte rozmową nastolatki. 
-Ej, dziewczyny obczajcie kolesia przy recepcji -przerywa rozmowę niska blondynka.
-Kogoś mi przypomina… -udziela się dosyć wysoka brunetka. 
-Głupie jesteście -odzywa się trzecia z nich, dziewczyna o długich blond lokach smarując swoje usta różowym błyszczykiem.- Przecież to Muzaj. Oglądam mecze Skry tylko po to, żeby popatrzeć na niego. Swoją drogą ten ich trener mógłby częściej wpuszczać go na boisko, bo jest na co popatrzeć, nie powiem, że nie -w tym momencie wszystkie chamsko zjechały wzrokiem tyłek MOJEGO Maćka. Czuję jak coś zaczyna się we mnie gotować. Zdenerwowana wstaję z fotela i podchodzę do MOJEGO chłopaka przy okazji posyłając mordercze spojrzenie wiernym hotkom Maćka. 
-Pokój numer 69. Romantycznie, czyż nie  ? -śmieje się i odchodząc od lady obejmuje mnie w pasie. Kiwam głową z uśmiechem i całuję go w policzek. Całe moje zadowolenie znika, gdy do Muzaja podchodzą trzy wspomniane wcześniej dziewczyny. 
-Można autograf dla wiernych fanek ? -szczerzy się do niego blond piękność z loczkami na jej całkiem pustej główce. 
-Nie -mruczę, kiedy Maciek wypuszcza mnie z objęć. 
-Oczywiście ! -ożywia się i podchodzi do przyjaciółek,  a ja kontynuuje moje opanowane do perfekcji zabijanie wzrokiem. 
-Ferie z dziewczyną ?- pyta niska blondi trzepocząc rzęsami przed twarzą atakującego. 
-Tak -odpowiada podpisując się na kolejnej kartce papieru. 
-Nawet ładna -mruczy brunetka mierząc mnie wzrokiem. 
-Wiadomo. Maciek ma bardzo dobry gust -udzielam się krzyżując ręce na klatce piersiowej. 
-Gdyby miał dobry gust to przyjechałby tutaj ze mną -oburza się brunetka, a ja świdruję ją wzrokiem. Robię krok w przód z zaciśniętymi pięściami, ale na drodze staje mi Maciek. Próbuje go jakoś wyminąć i dostać się do tej panienki, ale kiedy napotykam jego spojrzenie próbuję się uspokoić. 
-Uderzyłabym cię, ale moja ręka nie przeżyłaby strącenia tylu ton pudru z twojej ‘ponoć twarzy’ -rzucam, gdy Maciek ciągnie mnie w stronę pokoju.- A tobie co tak wesoło ?-zwracam się do siatkarza. 
-Dobrze wiedzieć, że tak ci na mnie zależy -obejmuje mnie w pasie i całuje w czubek głowy zostawiając hotki w tyle. 

Przedostatni poranek w Zakopanym. Otwieram zaspane oczy i leniwie przeciągam się  na łóżku tuż obok mojego prywatnego siatkarza. Z uśmiechem na twarzy przyglądam się jak spokojnie unosi się i opada jego klatka piersiowa. Poczochrane włosy i dwudniowy zarost tylko dodają mu uroku. Tak mogę zaczynać każdy dzień. Szczęśliwa wygrzebuję się spod ciepłej kołdry i idę do hotelowej łazienki. Biorę szybki prysznic, ubieram się i wykonuję resztę porannych prac, po czym wracam do pokoju. 
-Widzę, że śpiąca królewna wreszcie wstała -szczerzę się w kierunku Muzaja. 
-Owszem -wstaje i obejmuje mnie w pasie. 
-To może jakieś śniadanko ? 
-Chętnie, a potem wycieczka -puszcza mi perskie oczko. 
-Myślałam, że dzisiaj basen. 
-To wieczorkiem -całuje mnie w czoło i znika za drzwiami łazienki. 

-Maciek jesteś pewien, że wiesz gdzie jesteśmy ? -pytam nerwowo rozglądając się wokół po godzinie jakimiś bocznymi ścieżkami. 
-Przecież ci mówiłem, że kiedy byłem mały często przyjeżdżałem do Zakopanego -przystaje i patrzy na mnie z szerokim uśmiechem. 
-No tak, ale to było kilka… naście lat temu…
-Nie marudź -przerywa mi i łapie moją dłoń.-Chodź dalej. 
-Maciek, cholera, jak potem nie będziesz wiedział jak wrócić do hotelu to nie ręczę za siebie !-krzyczę po kolejnych minutach ‘spaceru’. 
-Okey -mruczy i ciągnie mnie dalej. 
-Maciek, kurwa mać, ja dalej nie idę -wrzeszczę i krzyżuję ręce zapierając się, że dalej nie pójdę. Co jak co, ale to, że kocham góry nie oznacza jeszcze, że znam wszystkie ścieżki. Mimo, że Muzaj zapierał się, iż wie gdzie ma iść to kiedy znacząco oddaliliśmy się od jakiejkolwiek cywilizacji przestałam zachwycać się krajobrazami. 
-Dalej nie pójdziesz ?- Maciek podchodzi do mnie i spogląda w moje oczy.
-Nie -odpowiadam stanowczo. 
-To zrobimy to po mojemu -śmieje się i przerzuca mnie przez ramię, a ja zaczynam krzyczeć. Wisieć ponad dwa metry nad ziemią, to nic fajnego. Muzaj nie zwraca uwagi na moje protesty i dalej idzie przed siebie mrucząc pod nosem jakąś melodię. W końcu stwierdzam, że mój wrzask i tak nic nie pomoże, więc może zdziałam coś strzelając focha. Po kilkunastu minutach drogi przebytej w ciszy atakujący w końcu stawia mnie na ziemi, a dokładniej śniegu. Rozglądam się i zapiera mi dech w piersiach. Stoimy na niewielkim, drewnianym mostku , pod nami płynie malutki strumyczek, naokoło tylko góry, śnieg i gdzieniegdzie sosny. Żadnych domów, ludzi, całego miejskiego szumu. Tylko to, co naturalne. 
-Po co mnie tu przyprowadziłeś ?- pytam oschle. No co ? Jak foch, to foch. Z przytupem i melodyjką. 
-Foch ? -staje zaledwie kilka centymetrów przede mną i dotyka dłonią mojego zmarzniętego policzka, a ja gubię się w jego pięknych oczach. Po chwili czuję spierzchnięte wargi Maćka na moich. Zatracamy się w namiętnym pocałunku nie czując nawet zimna, ba ! Zamiast zimna czując wewnętrzną falę gorąca.
-To nie fair ! -robię bunt, gdy się od siebie odrywamy. 
-Mam kilka pytań -sprytnie zmienia temat. 
-Do mnie ?
-Nie, do św. Faustyny  -wywraca oczami. 
-Do rzeczy -mimo tego, że tu jest pięknie, to moje stopy już zdrętwiały od zimna. 
-Po pierwsze : podoba ci się to miejsce ? 
-Tutaj jest przepięknie. 
-To dobrze, bo to moja, czyli także twoja działka. 
-Żartujesz ? -wytrzeszczam oczy i nie wierzę w to, co powiedział Maciek. 
-Nie. Kiedyś tu zamieszkamy, na starość, z dala od miejskiego zgiełku, ale mam jeszcze dwa pytania. Po drugie : kochasz mnie ? 
-Jak wariatka -odpowiadam zgodnie z prawdą i lekko się  uśmiecham. 
-I po trzecie -atakujący klęka przede mną na jedno kolano i wyciąga z kieszeni granatowe pudełeczko.-Wyjdziesz za mnie ? -otwiera pudełeczko, a moim oczom ukazuje się śliczny pierścionek. 
-Maciek… przecież… ale… bo … -zaczynam się jąkać i kompletnie nie wiem, co mam powiedzieć. Mamy ledwo po dwadzieścia lat, przecież na to wszystko jest jeszcze czas. 
-Tak lub nie -wzrusza ramionami. 
-Tak ! Tak, tak, tak Maciuś ! -rzucam się na niego i razem opadamy na śnieg. Wpijam się w jego usta przelewając w tym pocałunku wszystkie swoje emocje, po czym Muzaj zakłada mi pierścionek nadal leżąc na białym puchu. Unoszę rękę do góry i oboje przyglądamy się malutkiemu świecidełku. 
-Kocham cię -szepcze wprost do mojego ucha. 
-Też cię kocham -odpowiadam również szeptem. 

Jeśli chcesz wiedzieć coś o mnie to coś Ci zdradzę,
miłość dla mnie to huśtawka która stoi w równowadze,
bo chcę Cię z każdą wadą, nic nie zmienię,
mój narkotyku, mój tlenie.
____________________________________________
Przepraszam Was moje kochane Pesymistki, ale jeszcze jest kolorowo :) Obiecuję, że to już ostatni sielankowy rozdział, na razie ;) Musiałam podzielić go na dwie części, żeby lepiej się czytało ;) Kto się spodziewał takiego obrotu spraw ? :D 
Z tego miejsca chcę przeprosić pana Mirosława, że musi sprawdzać mój test kompetencji z matmy xd Wyrazy współczucia xd 
Do następnego ;* 

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 22.


Do Wrocławia wyjechaliśmy kilka minut po dwunastej. Całą drogę, która minęła szybko przegadaliśmy o różnych pierdołach i między innymi o tym, jak spędzimy Sylwestra. Razem zadecydowaliśmy, że ostatnią noc w 2012 roku spędzimy na domówce u Winiara, gdze miała spotkać się większość reprezentacji i cała Skra. Po kilku godzinach drogi Maciek zaparkował na podjeździe małego, parterowego domku. Już przy samych drzwiach czekali na nas rodzice Maćka i Gosia. Muzaj grzecznie przedstawił mnie swoim bliskim i po chwili usiedliśmy na skórzanej kanapie. Ewelina, mama Maćka, dostarczyła wszystkim herbatę. Szybko złapaliśmy wspólny język, a nasza rozmowa wciąż grążyła wokół siatkówki. Najlepiej dogadywałam się z Gosią, nie tylko o sporcie, ale też ubraniach, kosmetykach, motoryzacji, chłopakach, o wszystkim. Po krótkim poznaniu się razem z Eweliną i Gosią weszliśmy do królestwa mamy Maćka (czyt. Kuchni) i wspólnie zaczęłyśmy przygotowania do Wigilii. Po kilku godzinach krzątaniny weszłam do łazienki, wykąpałam się, zrobiłam wysokiego koka, delikatny makijaż, przebrałam się i zadowolona weszłam do starego pokoju Maćka. 
-Polubili cię -objął mnie w pasie i spojrzał w oczy. 
-A ja ich -uśmiechnęłam się i złożyłam namiętny pocałunek na wargach atakującego. 

Schodzimy na dół trzymając się za ręce. W salonie są już dziadkowie Maćka i rodzeństwo jego rodziców wraz z dziećmi. Z zaledwie pięciu osób, które kilka godzin temu krzątały się po domku nagle zrobiło się około dwadzieścia osób. Spory salon państwa Muzajów robi się coraz mniejszy, mój chłopak przedstawia mnie wszystkim wokół, a ja staram się zapamiętać jak najwięcej imion. Po chwili zaczyna się najtrudniejsza część świąt - dzielenie się opłatkiem. Zanim każdy połamał się z każdym minęła ponad godzina. W końcu siadamy przy stole, który co chwilę robi się coraz mniejszy. Po zjedzeniu kolacji dzieciaki rzucają się na ułożone pod choinką prezenty i roznoszą je wszystkim wokół. Rozpakowuje moje prezenty przyglądając się nabytym rzeczom, aż  w końcu w ręce wpada mi coś prostokątnego, lekkiego i ładnie opakowanego. Rozdzieram papier i pierwsze co z niego wypada, to śliczny, srebrny naszyjnik z błyszczącą literką ‘M’. Uśmiecham się pod nosem i zapinam go na mojej szyi po czym wyciągam z opakowania tą drugą, większą rzecz. Na moją twarz wkrada się ogromny uśmiech. 
-Skąd to masz ?-pytam Maćka, który staje za mną i opiera brodę o moją głowę. 
-Ma się te znajomości u fotografów -odpowiada zadowolony. 
-Wykradłeś je Paulinie -zerkam na niego z uśmiechem. 
-Sama mi przesłała. 
-Słodcy jesteśmy -śmieję się i ponownie spoglądam na duże, czarno-białe zdjęcie w czerwonej ramce przedstawiające nasz pierwszy pocałunek na środku boiska w Energii. Dokładnie pamiętam tamten dzień. Byłam taka szczęśliwa. Wciąż jestem.- Kocham cię -szepczę Muzajowi 
 do ucha i wpiłam się w jego słodkie usta. 
-A ja ciebie. 
-Fuuuuuuuu -krzywi się przebiegająca obok nas sześcioletnia Kasia, a Maciek zaczyna ją gonić. Jak dziecko. Wyrośnięte, ale jednak dziecko. 

Kilka minut po pierwszej zmęczona rzucam się na łóżko. Maciek znika za drzwiami łazienki, a ja szczelnie opatulam moje przemarznięte stopy. Decyzja o pójściu na pasterkę w szpilkach, to jedna wielka głupota. Śmieje się sama z siebie i wyciągam z torebki moją komórkę. Jedna nowa wiadomość od Nowakowkiego. 
‘ Wszystkiego najlepszego. Nie będę pisał nic więcej. Bądź szczęśliwa ;*’  
Uśmiecham się do wyświetlacza i zaczynam wystukiwać treść wiadomości na małych przyciskach mojej Nokii. Wysyłam wiadomość i ponownie kładę się na miękkiej pościeli, kiedy w pokoju rozbrzmiewa się dźwięk oznajmujący połączenie przychodzące. Sięgam po telefon i wciskam zieloną słuchawkę.
-Ty jeszcze nie śpisz ? Wieczorynka była już dawno temu. 
-Ha ha, bardzo śmieszne -oburza się Piotrek i już widzę, jak przewraca oczami.- Za to ty powinnaś się teraz przewracać na drugi bok. 
-Niestety zostałam zmuszona do wypadu na pasterkę. W końcu trzeba zrobić dobre wrażenie na rodzicach Maćka. 
-Na czyich rodzicach ? -pyta zdziwiony, co mnie lekko rozśmiesza. 
-No Macieja Muzaja, idioto. Siedzimy we Wrocławiu, w końcu święta są, nie ?
-Myślałem, że to już skończone… 
-To następnym razem nie myśl, bo nie idzie ci najlepiej. Jakbyś się czasem odewał, to może byłbyś w temacie. 
-Oj przepraszam. Zabiegany byłem. 
-Nie musisz się tłumaczyć. Ty siedzisz w Żyrardowie ? 
-Nie. W Kielcach. 
-Gdzie ?! A cóż ty tam robisz ? 
-To samo, co ty -mówi obojętnie.-Robię dobre wrażenie na rodzicach drugiej połówki. 
-To wy w końcu nadal razem ? Myślałam, że po tej ostatniej kłótni wszystko skończone. 
-Jakbyś się czasem odezwała, to może byłabyś w temacie. 
-Ty nie kradnij moich tekstów -śmieję się.- Musze kończyć -dodaję słysząc, że Maciek wychodzi już z łazienki. 
-Widzimy się w Sylwestra ? 
-A będziesz na domówce u Miśka ? 
-Oczywiście ! 
-No to się widzimy. Pa -cmokam do telefonu i wciskam czerwoną słuchawkę. 
W tym samym momencie do pokoju wchodzi Muzaj ubrany tylko w bokserki. Po jego nagim torsie spływają jeszcze pojedyncze kropelki wody. Kładę się na łóżku lekko unosząc się na łokciach i wpatruję się w mojego chłopaka przygryzając delikatnie wargę. Muzaj od razu to zauważa i rzuca we mnie ręcznikiem. 
-Nie napalaj się tak -śmieje się kładąc obok i obejmując mnie w pasie.- Jutro kierunek Warszawa ? -pyta wpatrując mi się w oczy i jednocześnie wsuwając dłoń pod moją koszulkę. Cholera, dobrze wie, jak bardzo mnie kręci. 
-To dopiero jutro -stwierdzam wskakując na niego przy okazji zrzucając z siebie bluzkę. Maciek zaczyna się śmiać, po czym mocno wpija się w moje usta. Zadowolona z obrotu spraw odwzajemniam jego pocałunki i pomagam tej sierocie rozpiąć stanik i pasek moich spodni. Kiedy zostaje w samej bieliźnie Maciek sprytnie przewraca mnie tak, że teraz to on jest nade mną. Zaczyna całować mój brzuch, dekolt  szyję. Przygryza płatek mojego ucha, a ja czuję się jakbym miała za chwilę zwariować. Pojękuje cicho, a gdy nie mogę już wytrzymać wpijam się w jego usta. W końcu Muzaj zaczyna czynić to, co do niego należy,  a ja nie potrafię się już opanować. Ściskam pościel z całych sił i co chwilę wydaję z siebie jakieś bliżej nieokreślone okrzyki podobnie jak on. W momencie kulminacyjnym przyciągam do siebie jego twarz i namiętnie całuje, po czym wydajemy z siebie ostatnie jęki rozkoszy i zmęczeni opadamy na pościel próbując unormować nasze oddechy. 
-Ciszej tam kurwa -słyszymy krzyk Gośki i oboje wybuchamy śmiechem. Wtulam się w Maćka i zamykam oczy. 
-Kocham cię -słyszę jego szept. 
-A ja ciebie -odpowiadam z uśmiechem na ustach i całuję go w policzek. Po chwili odpływam do krainy Morfeusza. 

Budzę się i niechętnie podnoszę swój zacny tyłek z łóżka. Zerkam na komórkę. Dziewiąta trzydzieści. Patrzę na śpiącego Muzaja i stwierdzam, że nie będę go jeszcze budzić. Po ciuchu wyjmuję czyste ciuchy z walizki i idę do łazienki. Biorę prysznic, ubieram się i wykonuję resztę codziennych czynności, po czym schodzę na dół. 
-Dzień dobry -uśmiecham się do siedzących przy stole państwa Muzajów i Gośki. Reszta rodziny porozjeżdżała się do swoich domów i nagle salon znów stał się duży. 
-Hej -wita mnie Ewelina.-Siadaj i się częstuj -przeczesuje wzrokiem stół pełen przeróżnych smakołyków.-Maciuś jeszcze śpi ? 
-Dziwne, jakby po takiej nocy już wstał -wtrąca się Małgosia charakterystycznie poruszając brwiami. Czuję, jak moje policzki płoną, a Ewelina i Grzegorz zaczynając się śmiać. Siadam przy stole i nalewam sobie herbaty, po chwili do salonu wpada zaspany Maciek i zaczynamy jeść. 

Po śniadaniu od razu pakujemy manatki i ruszamy do Warszawy. Wcale nie mam ochoty na to spotkanie z matką, nawet fakt, że zobaczę tatę nie cieszy mnie tak, jak kiedyś. Zniechęcona wbijam wzrok w widoki za szybą wsłuchując się w słowa piosenki. 


Człowiek jest skonstruowany tak by się dostosowywać.
I jeśli Bóg miał swój plan, to Ty mu wybacz,
to Ty też musisz mieć swój i się nie odzywać.
Nie możesz okłamywać się, że nikt cię nie wykiwa.
Nieznośna lekkość bytu słodko-gorzki smak ma.

-Wyjedźmy gdzieś -wyrywa mnie głos Maćka. 
-Co ? -patrzę na niego zaskoczona. 
-Jedźmy gdzieś. Jutro wrócimy od twoich rodziców, spakujemy się i spędzimy trochę czasu tylko we dwoje. Wrócimy trzydziestego pierwszego rano -zerka na mnie kontem oka, a ja sama nie wiem co mam powiedzieć. 
-Tak po prostu ? 
-Tak po prostu -wzrusza ramionami. 
-Nie -mówię stanowczo, a on patrzy na mnie zdziwiony. Myślał, że mu ulegnę. Ha ! Był pewien, że mu ulegnę.- Nie jutro, tylko dzisiaj -uśmiecham się i on odpowiada mi tym samym. Znowu uległam. 
-Kierunek Bełchatów. 
-Tak. Tylko szybko i pakować też masz się szybko -mówię z wyrzutem. 
-Dobraaaa -wywraca oczami i mocniej wciska pedał gazu. 
___________________________
Dajcie mi już wakacje. Błaaaaaaaagam ! Albo chociaż weekend. <3 Byleby do piątku. 
Maciek ! Wszystkiego najlepszego mój Ulubieńcu ;* 
Widzę, że dużo pesymistek czyta to opowiadanie i od razu stwierdziłyście, że coś się popsuję, więc zrobiłam na przekór :D Buahahhahaha ! <szyderczy śmiech xd> :) 

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 21.


-Iga !-słyszę krzyk i leniwie przecieram zaspane oczy. Do sali wpada Kacper, a zaraz za nim wrzeszcząca pani Zosia. Wymachuje rękoma na wszystkie strony krzycząc, że ma stąd wyjść, a on machnął tylko ręką i siada na krzesełku przy moim łóżku. 
-To mój przyjaciel, niech zostanie -uśmiecham się w kierunku pielęgniarki, a ta mruczy coś pod nosem i wychodzi z pomieszczenia. 
-Boże Iguś ! Dobrze się czujesz ? Nic cię nie boli ? Nie złamałaś sobie niczego ? Na pewno wszystko ok. ? Przepraszam, że mnie tu nie było, ale nie mogłem się wyrwać z tej pieprzonej roboty. Przepraszam. Naprawdę przepraszam, bo chciałem, serio, ale no… 
-Kacper nie zapomnij o oddychaniu -przerywam jego monolog śmiechem. 
-Bardzo śmieszne, ha ha ha -wywracam oczami co wywołuje u mnie jeszcze większy śmiech.- No powiedz wreszcie, jak się czujesz ? 
-Dobrze. Nareszcie się wyspałam. 
-Czy ty zawsze wszystko musisz obrócić w żart ? Ten facet to jeden z tych warszawskich typków spod ciemnej gwiazdy ? 
-Tsa… Ale jest już złapany i nie ma co się nim martwić. Szef bardzo się wkurzył, że zawaliłam ? 
-Na początku tak, ale jak dowiedział się dlaczego to mu przeszło. Przyniosłem ci notatki z uczelni. 
-Pomyślałeś o wszystkim -kiwam głową z uznaniem.- Dziękuje. 
-Dla ciebie wszystko. Jeśli chcesz mogę pomóc ci też przy wyprowadzce. Niezły skurwiel z tego Maćka, ale w sumie to dobrze, że to wszystko się wydało, bo nie wiadomo jak długo by cię jeszcze oszukiwał. 
-Kacper o czym ty mówisz ? -marszczę brwi i wlepiam wzrok w przyjaciela. Speszony Mielecki wbija wzrok w podłogę i sam nie wie co ma powiedzieć. Ja jednak nie mam zamiaru odpuścić i szturcham go ręką.- No mów. 
-Jesteś pewna, że jest ci wierny ? 
-Tak. Powiedział, że nigdy mnie nie zdradził, a ja mu wierzę. 
-W takim razie to nic ważnego -uśmiecha się i wstaje z krzesełka.- Ja już muszę lecieć. Wpadnę jutro -całuje mnie w policzek i szybko wychodzi. Zdziwiona próbuje domyślić się o co chodziło Kacprowi. Wie o czymś, o czym nie wiem ja ? Ale przecież Maciek mnie nie zdradził. Ufam mu i nie mam zamiaru znowu oskarżać go o zdradę. Kocha mnie i to jest najważniejsze. 

Kolejne dwa dni również spędziłam w szpitalu. Czas tutaj dłużył się niemiłosiernie, a nuda nie wpływa na mnie pozytywnie. Więcej wolnego czasu, to dla mnie więcej czasu na przemyślenia. Od nowa zaczęłam analizować związek z Maćkiem i całą sytuację z Martyną. Zdradził ? Nie zdradził ? Po długich przemyśleniach w końcu doszłam do wniosku, że skoro się stara to kocha, a przecież to jest najważniejsze. Postanowiłam spróbować jeszcze raz, od początku. 

Pakuję swoje rzeczy to torby, biorę Muzaja za rękę i wychodzę z sali. Na korytarzu żegnam się z panią Zosią i doktorem Tymczukiem, po czym z uśmiechem na twarzy idziemy w stronę wyjścia. Otwieram drzwi i z uśmiechem na ustach przekraczam próg szpitala. Zimny wiatr rozwiewa moje włosy. Biorę haust powietrza i zadowolona wtulam się w Maćka, a ten całuje mnie w czoło, ponownie bierze za rękę i prowadzi w kierunku auta. Od razu, kiedy siadam na miejscu pasażera włączam radio, wkładam do stacji płytę Onara i włączam muzykę na fula. 
Nie w tym rzecz, żeby leżeć, płakać, szlochać. 
Ktoś cię kocha, to ty też się naucz kochać. 


Wchodzimy do mieszkania, a ja od razu idę pod prysznic. Zimna woda wywołuje gęsią skórkę na całym ciele i mocno mnie orzeźwia.  Opuszczam kabinę, przebieram się i czeszę włosy w wysokiego kucyka. Wychodzę z łazienki i idę do salonu, w którym siedzi już atakujący pochłaniając kanapki. Siadam obok niego i również zaczynam jeść popijając kanapki gorącą herbatą. 
-Co robimy ze świętami ? -przerywa ciszę i wlepia we mnie wyczekujące spojrzenie. 
-To znaczy ? -zdezorientowana odpowiadam pytaniem biorąc łyka brązowej cieczy. 
-Za dwa dni Wigilia, a my nie mamy żadnych planów. Zostajemy w Bełchowie, jedziemy do Wrocławia czy Warszawy ? 
-Mnie się pytasz ? Nie mam pojęcia -wzruszam ramionami i czekam na jakąś propozycję. 
-Zdzwoniła moja mama. Chcę żebyśmy przyjechali do nich na Wigilię, bo cała rodzina chce poznać dziewczynę maleńkiego Maciusia -przewraca oczami, co wywołuje u mnie śmiech.-Drugiego dnia świąt możemy jechać do twoich rodziców. Co ty na to ? 
-Może być -po raz kolejny wzruszam ramionami pałaszując następną kanapkę. Nigdy nie lubiłam świąt, żadnych, a już w szczególności Bożego Narodzenia. Ten cały szum robiony wokół prezentów, św. Mikołaja, ubierania choinek. Wszystkie reklamy przedstawiające uśmiechnięte rodziny przy świątecznym stole, lampki wywieszone w całym mieście, sztuczne uśmiechy wszystkich wokół i wymuszone życzenia budziły we mnie odruch wymiotny. Najchętniej cały ten czas bym przesypiała lub wyjeżdżała izolując się od całego tego zgiełku, jednak nie chcę robić przykrości Maćkowi. W końcu nie mogę myśleć tylko o sobie. 
Po skończeniu naszej kolacji zbieram brudne talerze oraz szklanki i wkładam je do zmywarki. Rozpakowuje swoją szpitalną torbę i nastawiam pranie, po czym zaczynam odkurzać. Po ogarnięciu mieszkania wracam do salonu i kładę się na kanapie opierając głowę na klatce piersiowej mojego mężczyzny, a on zaczyna bawić się moimi włosami. Oglądamy mecz piłki ręcznej, co chwilę wymieniając jakieś uwagi na temat gry, kiedy w mieszkaniu rozlega się dźwięk dzwonka. Maciek zbiera swoje zacne cztery litery i idzie otworzyć. Po chwili do salonu wchodzą Adam i Weronika. Witam się i idę zrobić herbatę oraz wyciągam z szafki ciasteczka i układam je na talerzu, po czym wracam do gości. 
-To co was sprowadza ?-pytam wpychając do ust czekoladowe ciastko. 
-A czy od razu musi nas coś sprowadzać ? Przyszliśmy was odwiedzić, po prostu. 
-Yhymmm… Za dobrze cię znam braciszku, żeby w to uwierzyć. 
-Dobra, powiedzmy im i miejmy to z głowy -Weronika łapie Adama za rękę i delikatnie się uśmiecha.-Jestem w ciąży. 
-Wiedziałam, że będą z tego dzieci ! -krzyczę i rzucam się na Adama, a potem przytulam Weronikę. Oboje z Maćkiem im gratulujemy, a uśmiechy nie schodzą z naszych twarzy.  Oczy mojego brata, aż się błyszczą, gdy mówi o dziecku. Jest taki szczęśliwy ! A ja razem z nim. Od razu ‘zarezerwowałam’ sobie miano chrzestnej. Posiedzieliśmy z nimi jeszcze godzinkę rozmawiając o różnych pierdołach, co chwilę schodząc na temat ślubu lub dzieci. Jeszcze nigdy nie spotkałam dwójki ludzi, którzy tak kurewsko do siebie pasowali. Weronika była po prostu stworzona dla Adama, a Adam dla Weroniki, nawet głupi by to zauważył. Patrząc na nich uśmiech sam cisnął się na usta, emanowało od nich szczęście. Miałam nadzieję, że mnie i Maćkowi również będzie dane cieszyć się z naszego ślubu i dzieci. 

Następny dzień minął mi na gruntownym sprzątaniu mieszkania i zwożeniu reszty moich rzeczy od Adama. W końcu i tak nie spędzałam tam wiele czasu, a im niedlugo przyda dodatkowy pokój. Po południu wybrałam się na trening Skrzatów, aby zdobyć trochę nowych zdjęć dla szefa. Wieczorem zmęczona padłam na łóżko wtulając się w tors Maćka i niemalże od razu odpłynęłam do krainy Morfeusza. 
Nazajutrz wstałam wcześnie rano i od razu pognałam do kuchni. Zaparzyłam kawę i zrobiłam stos kanapek. Sama zjadłam tylko dwie przeglądając wczorajszą prasę. Po zjedzeniu śniadania udałam się pod prysznic, później zrobiłam koczka, podkreśliłam oczy eyelinerem, ubrałam się i zadowolona z efektu mojej pracy weszłam do sypialni. Usiadłam na brzegu łóżku i delikatnie pocałowałam Maćka. On powoli otworzył oczy i przetarł twarz dłońmi. 
-Gdzie idziesz ? -spytał zaspanym głosem.
-Na zakupy. Przydałoby się zaopatrzyć w jakieś prezenty, skoro jedziemy na święta do naszych rodziców. Ty masz dzisiaj ostatni trening, więc zajmę się tym sama. W kuchni masz śniadanie -wpiłam się w jego usta i wyszłam z mieszkania. 

Zakupy nie były łatwą sprawą. Nienawidziłam ich robić, gdy miałam jakiś konkretny cel. Tłum zabieganych ludzi i denne świąteczne pioseneczki wcale nie pomagały. Zdenerwowana chodziłam po galerii już godzinę, a nadal niczego nie kupiłam. W końcu znalazłam odpowiedni prezent dla Weroniki. Ot taka, koszulka na zaś. Później poszło z górki.  Adamowi kupiłam nowe słuchawki,bo narzekał, że ostatnio mu się popsuły, tacie pióro do pisania, mamie perfumy tak jak tacie Maćka, mamie Maćka książkę z przepisami na ciasta, bo jej syn wspominał, że lubi piec. Gosi, siostrze Maćka bransoletkę, bo podobno je uwielbia, Maćkowi zegarek, ponieważ swój ulubiony gdzieś zgubił. Kiedy miałam wychodzić ze sklepu jubilerskiego przypomniało mi się, że jeszcze nie mam prezentu dla jednej osoby. Ponownie wróciłam do ekspedientki i poprosiłam o zawieszkę z literką I. Zapłaciłam za świecidełko i wyszłam ze sklepu.  W końcu on nosi na szyi łańcuszek z literką J, więc jeśli będzie chciał doda do niej jeszcze I. 
Zadowolona z zakupów wróciłam do domu, gdzie czekał już Maciek. Pokazałam mu wszystkie prezenty oprócz zegarka i zawieszki, po czym zjedliśmy razem obiad, a później zaczęliśmy pakowanie. Wieczorem zrobiliśmy sobie mini seans filmowy, po którym zmęczona całodniową bieganiną po sklepach oddałam się w objęcia Morfeusza. 
_________________
Hej :) Znowu dodaje nowy rozdział w nocy xd Bardzo, naprawdę bardzo przepraszam Was za to co znajduje się na górze. Wiem, połowa jest pisana w innym czasie, połowa w innym, ale mam nadzieję, że nie czyta się aż tak źle :) Jestem chora i jakoś nie do końca szło mi to pisanie. Wiem, słaby argument, ale mam nadzieję, że zrozumiecie ;) U naszych bohaterów dopiero Boże Narodzenie xd Tak, tak jestem bardzo na czasie ;d Tak sobie dzisiaj myślałam i doszłam do wniosku, że zrobiłam z tego Maćka niezłego sukinsyna xd Ale mam nadzieję, a wręcz jestem pewna, że każda z Was zdaje sobie sprawę, że to tylko FIKCJA ! :) No to chyba tyle, pozdrawiam ;* 
19 dni do LŚ.<3  
26 dni do meczu z Brazylią.<3
12 dni do meczu z Serbią.<3

środa, 8 maja 2013

Rozdział 20.


Narracja trzecioosobowa. 
Dzień, jak każdy inny w Rzeszowskim szpitalu. Zabiegani lekarze, starsze panie o siwych włosach ubrane w długie koszule nocne, ludzie szurający po podłodze nałożonymi na buty ochronnymi woreczkami, unoszący się charakterystyczny, szpitalny zapach i on. Siedzi nieobecny ze spuszczoną głową, czyli w pozycji, która jest dla niego charakterystyczna w ciągu ostatnich dwóch dni. Obok niego siedzą równie przybici Adam, Nowakowski, Kłos i jej ojciec. Wszyscy wyglądają jakby przed chwilą zawalił im się świat, ale przecież po części tak właśnie było. Przecież ona była, dokładniej jest, ich malutkim oczkiem w głowie. Malutką, bezbronną dziewczynką, która na pewno nie poradziłaby sobie bez ich pomocy. Co chwilę spoglądają przez szklane drzwi na jej bezwładne ciało, które od dwóch dni nie wykonało żadnego ruchu. 

-Stary, co tam się wydarzyło ? -pyta Kłos przyjaciela, kiedy razem idą do bufetu po kawę. 
-Pokłóciliśmy się, ona wybiegła, ten popapraniec w nią wjechał… -Maćkowi łamie się głos na samą myśl o tym, co wydarzyło się tamtego poranka. 
-Tyle to i ja wiem. O co była ta kolejna kłótnia ? 
-Ona myśli, że ja ją zdradzam. Ba ! Iga jest tego pewna. 
-Maciek, zastanów się, jak to wygląda. Znikasz do Martyny na całe dnie, a czasami nawet noce pod pretekstem, że ona cię potrzebuje. Myślisz, że Iga nie ? Też cię potrzebuje. Potrzebuje twojej obecności i wsparcia, którego nie dostaje tyle co Martyna -Karol patrzy przyjacielowi w oczy czekając w szpitalnym bufecie na zamówioną kawę. 
-Kurwa, ty też ? 
-Próbuje pokazać ci całą tą sytuację z perspektywy Igi. A teraz tak całkiem szczerze. Zdradziłeś ją czy nie ? -świdruje atakującego wzrokiem. Gdyby takie spojrzenia miały zastosowanie praktyczne Maciek na pewno miałby już kilka dziur w swoim ciele. 
-Nie -spuszcza wzrok uciekając od spojrzenia swojego przyjaciela. 
-Maciek…- on jednak nie odpuszcza. 
-Raz. Cholernie tego żałuje. Za każdym razem, kiedy o to pyta muszę kłamać. Muszę, bo wiem, że jeśli powiem jej prawdę to kopnie mnie w dupę. A ja za bardzo ją kocham, żeby pogodzić się z jej odejściem w dodatku z mojej winy. Tylko, że… Martyna zawróciła mi w głowie. Owinęła sobie mnie wokół palca i za cholerę nie potrafię sobie z tym poradzić -wbił wzrok w podłogę. Nie umiał spojrzeć Karolowi w oczy, doskonale wiedział, że dostanie od przyjaciela niezłą zjebkę. 
-Tak kurwa nie będzie -Kłosu szybko wstał od stolika i bez słowa wyszedł z bufetu, a następnie ze szpitala zostawiając Maćka w osłupieniu. Nie takiej reakcji się spodziewał. Niewiele myśląc nad zachowaniem środkowego również wstał od stolika, zabrał kawy dla reszty panów i powolnym krokiem wrócił pod salę numer 61. 

-Mają go ! Słyszycie ? Mają chuja ! -pod salę wbiegł Winiarski niczym małpa spragniona wolności, a tuż za nim zdyszany Pliński. 
-Panie Michale ! -upominała siatkarza przechodząca obok pielęgniarka. 
-Przepraszam za kolegę, ale widzi pani co potrafi zrobić z człowiekiem brak odpowiednich leków -Pliński posłał pielęgniarce o imieniu Zosia sympatyczny uśmiech, a ta w odpowiedzi tylko westchnęła i poszła dalej. 
-To tobie by się jakieś leki przydały, bo jak widać starość nie radość i już nawet szpitalnego korytarza nie możesz przebiegnąć -syknął Winiar. 
-O przepraszam bardzo ! Za to ty…- już zaczął Daniel, jednak przerwał mu zniecierpliwiony Adam. 
-Kogo kurwa mają ? 
-No tego frajera z czarnego BMW !-wydarł się entuzjastycznie Misiek za co niemal od razu otrzymał karcące spojrzenie pani Zosi. 
-Kto to był ? -ożywił się Pit. 
-No i to jest właśnie najlepsze -Pliński nadal ciężko dysząc usiadł na jednym z wolnych krzesełek.- Okazało się, że to jakiś diler spod Warszawy. Policja szukała go kilka lat za posiadanie narkotyków, pobicia i kilka gwałtów, ale udało im się dorwać skurwiela dopiero teraz. 
-Jest szansa, że ona miała z nim jakieś porachunki ? -Misiek zmierzył wszystkich wzrokiem, jednak nie napotkał żadnego spojrzenia. Wszyscy spuścili głowy nie wiedząc jakiej odpowiedzi udzielić przyjmującemu. 
Nagle wszyscy poderwali się ze swoich miejsc, bo w sali Igi wszystkie urządzenia zaczęły niebezpiecznie piszczeć, świecić i wszystko, co tylko potrafią. Od razu wpadło tam kilku lekarzy podłączając dziewczynę do innych urządzeń. Po kilku minutach, które dla siatkarzy, tenisisty i biznesmena wydawały się wiecznością z pomieszczenia wyszedł lekarz. 
-Jest ktoś z rodziny ? 
-Jestem ojcem -Robert podał rękę lekarzowi. 
-Z panią Igą jest coraz lepiej. Ten atak można potraktować jako znak, który pokazuje, że niedługo będzie się wybudzać. Jeszcze dzisiaj powinna dojść do siebie -doktor Tymczuk posłał mężczyzną przyjazny uśmiech i zostawił ich z pozytywnym nastawieniem. 
-Nareszcie…- westchnął Maciek przylepiając twarz do szklanych drzwi wpatrując się w swoją dziewczynę. 

Po kilku kolejnych godzinach spędzonych na szpitalnym korytarzu w końcu zaczęło się coś dziać. Do sali wpadli lekarze, a wszyscy panowie przykleili twarze do szklanych drzwi w oczekiwaniu jakiś wiadomości. W końcu z pomieszczenia wyszedł lekarz. 
-Obudziła się -Tymczuk promiennie się uśmiechnął. 
-Można do niej wejść ? -wyrwał się Adam. 
-Naturalnie, aczkolwiek proszę jej zbytnio nie męczyć -kiedy tylko lekarz odszedł wszyscy z entuzjazmem wparowali do sali. W momencie, gdy Maciek miał przekroczyć próg ktoś złapał go za nadgarstek. Muzaj odwrócił się napięcie i zobaczył dumnie uśmiechniętego Karola. 
-Obudziła się ! -wykrzyknął Maciek. 
-Wiedziałem, że się nie podda. To silna dziewczyna- uśmiechnął się środkowy.-Mam dla ciebie świetną wiadomość. Już nie zobaczysz Martyny ? 
-Jak ty… 
-Nie spieprz tego -szepnął Karol, po czym wszedł do sali. 

Oczami Igi. 

Budzę się i słyszę zewsząd jakieś nieznane mi głosy. Ktoś ciągle wchodzi i wychodzi, ktoś coś mówi, gdzieś coś pika. Powoli otwieram oczy  i próbuje zlokalizować miejsce, w którym się znajduję. Dopiero po chwili, gdy skojarzyłam fakty zrozumiałam, że leżę w szpitalu. Po chwili do sali wszedł młody, wysoki mężczyzna w białym fartuchu przedstawiając się jako mój lekarz prowadzący Grzegorz Tymczuk. Wyjaśnił mi co i jak przy okazji informując, iż za dwa, góra trzy dni będę mogła wrócić do domu, oczywiście pod warunkiem, że badania nie wykażą niczego niepokojącego. Wymieniliśmy się uśmiechami, po czym wyszedł z sali. Nie zdążyłam mrugnąć, kiedy przede mną stali już Adam, tata, Winiar, Plina, Pit, a za chwilę dołączyli do nich Maciek i Karol. 
-Aż tak się stęskniliście ? -lekko się uśmiechnęłam. 
-Cholernie ! -wydarł się Misiek. 
-Ale zbladłaś -szczerość Daniel potrafi dobić człowieka. Pogadałam trochę z chłopakami, a następnie wygoniłam Daniela i Michała do rodzin. 
-Przez całe te dwa dni siedzieliście w tym okropnym miejscu wlepiając we mnie wzrok ? -zbeształam ich spojrzeniem po tym, co opowiedział mi Kłosu. 
-A myślisz, że bylibyśmy w stanie zająć się czymś innym ? -tata spojrzał na mnie z politowaniem. 
-Ty powinieneś być na innym kontynencie, ty na turnieju w Madrycie, ty powinieneś świętować swoje urodziny, bo dzisiaj sobota, a wy powinniście trenować !- pouczałam ich pokazując kolejno na tatę, Adama, Pita, Maćka i Kłosa. W odpowiedzi wybuchli tylko śmiechem. Rozmawialiśmy jeszcze kilka minut. Dowiedziałam się, że ten drań został już złapany, że wszyscy się o mnie bali, że Martyna się wyprowadza. Wszystko szło ku lepszemu. W końcu do sali wparowała dosyć młoda pielęgniarka i oznajmiła, że czas odwiedzin dobiegł końca. Żegnałam się z każdym z nich, a oni po kolei wychodzili z sali. Na deser został Maciek. 
-Czemu nie powiedziałaś, że za tobą łaził ? 
-Byłeś zajęty Martyną -odwróciłam wzrok byle tylko nie patrzeć mu w oczy. Złapał mnie za rękę i kciukiem zaczął gładzić moją dłoń. Delikatnie odwrócił moją twarz i zmusił mnie do spojrzenia na niego. 
-Iga, nie zaczynaj od nowa. Kocham cię. Tylko ciebie. Daj mi jeszcze jedną szansę, a obiecuję ci, że jej nie spieprzę -spojrzał mi głęboko w oczy i nachylił się nade mną. Nasze usta dzieliły już tylko centymetry. Ponownie zatopiłam się w jego brązowych tęczówkach, po czym poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Nagle usłyszeliśmy kobiecy głos. 
-Przecież mówiłam, że pora odwiedzin dobiegał końca. Proszę wyjść -pielęgniarka stanęła przy drzwiach świdrując wzrokiem Muzaja. 
-Dobrze. Już idę -uśmiechnął się i uniósł ręce w geście poddania się.-Dobranoc Maleńka -puścił mi oczko i wyszedł z sali. Z uśmiechem na twarzy zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Mimo, iż ‘spałam’ dwa dni i tak byłam zmęczona. W głowie kłębiły mi się różne myśli, ale wszystkie prowadziły do jednego : teraz może być już tylko lepiej. 
______
Hej :D Jak tam ? Też odliczacie dni do pierwszego meczu ? :) Już na prawdę nie mogę się doczekać xd A dzisiaj chodzę i wyśpiewuje różne kibicowskie przyśpiewki, a wszystko przez TEN  filmik xd ''Banda świrów ! auuu ! Chuligani ! auuu ! Koroniarze ! auauauuuu!'' ;D ''To my, to my SCYZORY ! To my, to my SCYZORY !'' I tak całyyyy dzień ;p 

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 19.


    Czasami bywa tak, że ludzie się gubią. W nowym otoczeniu, w nowym mieście, pośród tłumu, w ciemnościach, pośród swoich myśli, w uczuciach…  W twoje życie nagle wkracza osoba, o której tak bardzo starałaś się zapomnieć. Bałaś się, że kiedy znów wróci, ponownie pojawi się w twoim życiu nie będziesz potrafiła spojrzeć jej w oczy. Okazało się, że jest całkiem inaczej. Wróciły do ciebie wspomnienia związane z tą osobą, ale tylko te przyjemne, o tych złych już nie pamiętasz. Między wami znów pojawia się nić porozumienia, nie potrzebujecie słów, aby odgadnąć, o co chodzi drugiemu. Wiesz, że jesteś w stanie pójść za nim w ogień, ale nie potrafisz wybaczyć mu jednego. Odkąd znów jest obecny w twoim życiu nic nie jest takie, jak wcześniej. Zgubiłaś swoją pewność siebie, nie wiesz, co tak naprawdę czujesz. Za każdym razem, gdy ktoś pyta o ten charakterystyczny błysk w oku, kiedy go widzisz mówisz, że to tylko twój przyjaciel i jesteś już szczęśliwa z kimś innym, tak samo, jak on. Ale czy na pewno tylko przyjaciel ? Na pewno jesteś jeszcze szczęśliwa ? Nie wiesz. Znowu nic nie wiesz. Żyjesz z dnia na dzień wmawiając sobie, że jutro będzie lepiej. Że jutro to wszystko ogarniesz, ale przyznaj, że sama przestałaś w to wierzyć. 

Wychodzę z uczelni, a moje ciało od razu owiewa mroźne, grudniowe powietrze. Szybkim krokiem kieruję się do audi i w momencie, kiedy do niego wsiadam słyszę dźwięk mojego telefonu. Wyciągam go i uśmiecham się na widok imienia osoby, która próbuje się ze mną połączyć. 
-Hej -mówię wesołym głosem poprawiając grzywkę, jakby w obawie, że on zaraz mnie zobaczy. 
-Cześć Gwiazdko. Co tam u ciebie słychać ? 
-Od twojego wczorajszego telefonu dużo się nie zmieniło. 
-A ja już zdążyłem stęsknić się za twoim głosem. 
-Oj Piotrek… 
-Nie Piotrkuj mi tu teraz. W ważnej sprawie zdzwonię. 
-Słucham ja ciebie. 
-Masz jakieś plany na weekend ? 
-Głupio pytasz. Praca, jak zwykle. 
-Ale nic poza tym ? 
-Jejku ! Piotrek, do czego ty zmierzasz ? 
-No chciałem cię na imprezę urodzinową zaprosić, ale ty, jak zwykle musisz się człowiekowi wpieprzyć w połowie zdania. 
-Bo się wysłowić nie umiesz ! 
-Nie bez powodu jestem ‘Cichy Pit’. 
-I głupi przy okazji też. Zapomniałeś, że twoje urodziny już były ? 
-Ale impreza urodzinowa jeszcze nie !
-Dobra. Kiedy i gdzie ? 
-W sobotę u mnie. I Maćka weź. 
-OK. To do zobaczenia. 
-Pa. 
Z uśmiechem na twarzy odpalam silnik i włączam radio, z którego rozbrzmiewa się piosenka. Zadowolona zaczynam śpiewać razem z Pink. 

Funny how the heart can be deceiving
More than just a couple times
Why do we fall in love so easy
Even when it’s not right? 

Po kilku minutach otwieram drzwi mieszkania i wchodzę do środka. Szybko zdejmuje kurtkę i buty, po czym wchodzę do kuchni i włączam czajnik. Z łazienki dochodzi dźwięk lejącej się wody, więc wyciągam z szafki dwa kubki, wsypuje do nich kawę i zalewam wrzątkiem. W tym czasie z łazienki wychodzi Maciek. 
-Cześć Słoneczko -całuje mnie w policzek i wychodzi tak samo, jak wszedł. 
-Hej. Zrobiłam ci kawę. 
-Nie mam czasu -wbiega do kuchni jeszcze raz ubierając w pośpiechu koszulkę i spodnie naraz. 
-Ostatnio w ogóle nie masz dla mnie czasu… 
-Przepraszam Kochanie. Wynagrodzę ci to. 
-Ciekawe kiedy. 
-Dzisiaj. O dwudziestej masz być gotowa. Zabieram cię na kolację -całuje mnie i wybiega z mieszkania. Biorę moją kawę, siadam na kanapie i włączam telewizor. Tępo wpatruję się w ekran nie zwracając nawet uwagi na program, który akurat leci. W głowie ciągle mam Maćka. Nie wiem nawet gdzie się tak śpieszył. Do niej ? Nieee, przecież on mnie nie zdradza. On tak bardzo mnie kocha. Tak mu na mnie zależy. Ostatnio całą swoją miłość wyrażamy tylko w słowach, a nie czynach. Taka miłość ma sens ? Zawsze uważałam, że ludzie powinni pokazywać, jak im zależy, a nie tylko o tym mówić. Teraz nie dość, że sama tak robię, to jeszcze akceptuje takie zachowanie mojego partnera. Brnąc dalej w to, co jest nie tak jak powinno ciągle sobie coś wynagradzamy. Jak nie brak kłótnie, to brak czasu, a jak nie kłótnie i brak czasu, to  wieczne pretensje. I właśnie w takich momentach zdajesz sobie sprawę, że twoje życie wygląda dokładnie tak, jak to przed, którym się broniłaś. Ale nadal udajesz, że jesteś szczęśliwa i wszystko jest tak, jak powinno. Zawsze gardziłaś ludźmi, którzy udają swoje szczęście, a teraz sama to robisz. Brawo Iga, brawo. 
Niechętnie podnoszę się z kanapy i idę do garderoby. Przebieram się w ciuchy do biegania, biorę moją mp4 i wychodzę z mieszkania. Biegnę w kierunku lasu nie zważając  na zimno i padający śnieg. Staram się odgonić od siebie wszystkie myśli i wsłuchuje się w słowa każdej piosenki. W końcu po dwóch godzinach opadam z sił i spacerkiem wracam pod blok już  w trochę lepszym humorze. Wchodząc do klatki zauważam coś, co przykuwa moją uwagę. Znowu to czarne BMW i znowu ten podejrzany typ. Bezczelnie wlepia we mnie swój wzrok cwaniacko się przy tym uśmiechając. Wystraszona wbiegam do środka i jak najszybciej kieruję się do mieszkania. Stęsknił się ? Tak dawno go nie widziałam, myślałam, że już sobie odpuścił, albo był to zwykły przypadek, a teraz znów się pojawił. Od nowa zaczynam się bać. Cholera, znowu siedzi we mnie ten pieprzony strach. 
Nadal mocno zdenerwowana idę do łazienki. Zimny prysznic i zaczynam szykować się na kolację z Maćkiem. Suszę i prostuje włosy, robię delikatny makijaż i maluje paznokcie. Zadowolona z efektów mojej pracy kieruję się do garderoby i wybieram kreację na dzisiejszy wieczór. Ubieram się i kilka minut przed dwudziestą jestem już gotowa do wyjścia, a Maćka jak nie było, tak nie ma. Dla zabicia czasu włączyłam sobie laptopa i zaczęłam buszować po Fejsie. Sama nie wiem kiedy z dwudziestej zrobiła się dwudziesta pierwsza. Zdenerwowana łapię telefon i próbuje połączyć się z Maćkiem. Cisza. Świetnie. Wyciągam z barku wino i szybkim ruchem je otwieram. Pociągam pierwszego łyka włączając finałowy mecz Ligii Światowej 2012, a co ! Jak się bawić, to się bawić ! 

Budzi mnie ból głowy i suchość w gardle. Z jękiem wstaję z łóżka i idę do kuchni, gdzie siedzi Maciek. Bez słowa wyciągam wodę z lodówki i łapczywie zaczynam ją pić. Maciek uważnie lustruje mnie wzrokiem. 
-Co ? -pytam nie mogąc wytrzymać jego wzroku na sobie. 
-Boli główka ? 
-Nie -syknęłam i ruszyłam w kierunku drzwi, ale złapał mnie za nadgarstek.- Czego ty kurwa chcesz ? 
-Chciałem cię przeprosić. 
-Ty mnie ostatnio ciągle przepraszasz, a nadal robisz to samo ! Znowu byłeś u niej ? 
-Ma problemy, potrzebowała mnie… 
-No tak kurwa zapomniałam ! -przerwałam mu patrząc w oczy.- Może od razu się do niej przeprowadź zamiast jeździć w tą i z powrotem ! 
-Jestem jej przyjacielem i muszę jej pomagać, zrozum. Zresztą, ty na pewno to rozumiesz skoro godzinami gadasz z Nowakowskim. 
-Ja przynajmniej nie zaniedbuje przez to ciebie i nie wracam od niego nad ranem ! 
-A niby skąd ty wiesz, o której wróciłem skoro spałaś zalana w trupa ? 
-Zgadałam ? Brawa dla mnie ! -wyrywam rękę z jego uścisku i biegnę do sypialni zamykając ją na klucz. Zabieram walizkę z garderoby i wrzucam do niej moje ulubione ubrania, co chwilę ocierając łzy spływające po policzkach. Następnie zbieram swoje kosmetyki, wszystkie książki oraz aparat i statywy. Kiedy mam już spakowane najpotrzebniejsze rzeczy otwieram drzwi i zdeterminowana wychodzę z pokoju. Ubieram kurtkę i buty, a gdy chcę nacisnąć klamkę pojawia się przede mną Maciek. 
-Co ty robisz ? 
-Nie widać ? Przepuść mnie -próbuje go przesunąć, ale na marne. 
-Nie -przyciąga mnie do siebie i wpija się w moje usta. Zachłannie mnie całuje próbując zdjąć ze mnie kurtkę, jednak w porę potrafię mu się oprzeć. Odrywam się od niego i częstuje soczystym liściem wymierzonym w jego policzek. 
-To już na mnie nie działa -rzucam wychodząc z mieszkania. Zdenerwowana wybiegam z bloku i biegnę w stronę mojego samochodu gubiąc po drodze torebkę. Wrzucam wszystko do bagażnika i cofam się, aby zabrać moją własność. Kiedy podnoszę torebkę słyszę pisk opon. Podnoszę głowę i widzę jadące w moją stronę czarne BMW. Potem czuję już tylko przeszywający ból i następuje ciemność.
_______________
Hej :) Mamy dziewiętnastkę ! :D Męczyłam się z  tym rozdziałem, oj męczyłam, a i tak nie wyszedł tak jak bym chciała xd No cóż, takie życie ;p Przeraża mnie fakt, że w poniedziałek do szkoły ;o Ale szybko zleciało ! W dodatku taka okropna pogoda :( Transfery także nie pocieszają -.- Matko z ojcem, co to będzie w tym sezonie ! ;p A dzisiaj finał OrlenLigii :D Ogląda ktoś ? Za kim jesteście ? To są akurat dwa moje ulubione kluby i ja raczej nie mam faworyta ;p To chyba tyle, pa ;*