sobota, 20 lipca 2013

Epilog.


Wybiegam z łazienki przy okazji taranując Iwonę. Szybkim krokiem kieruję się do garderoby, a ona idzie tuż za mną wciąż coś do mnie mówiąc, jednak nie zwracam na to większej uwagi i wyciągam największą walizkę, po czym pakuję do niej swoje rzeczy. Nic nie widzę, nic nie słyszę, o niczym nie myślę. Otumaniona mechanicznie wpycham do walizki ubrania, a po moich policzkach płyną łzy. Na ziemię sprowadza mnie Iganczakowa, która łapie mnie za ramiona i mocno mną potrząsa. 
-Jestem w ciąży -oznajmiam zapłakana. 
-Tyle to się zdążyłam domyślić -wywraca oczami i nerwowo tupie nogą w oczekiwaniu na dalsze wyjaśnienia. 
-Piotrek nie chce dzieci. A ja nie chcę, żeby robił coś wbrew sobie. Ja sobie jakoś poradzę. 
-Co ty wygadujesz ? Przecież Pit cię kocha, a ty kochasz Pita ! Może jeszcze tego nie planowaliście, ale jestem pewna, że on się ucieszy ! -gada jak najęta wciąż mocno ściskając mnie za ramiona. Jej słowa powodują jeszcze większy potok łez.- Iga, nie rób głupot ! -mówi, kiedy wyrywam się z jej uścisku i znów zaczynam się pakować. Kątem oka widzę jak wyciąga telefon. Szybko do niej podchodzę i wyrywam jej przedmiot z ręki. 
-Nie dzwoń do niego. Ja już podjęłam decyzję -zasuwam torbę i przypominam sobie, że w salonie leży moja komórka. Spoglądam na przyjaciółkę, ona też o tym pamięta. Patrzymy sobie w oczy. Nerwowo przygryzam wargę i bez zastanowienia biegnę do salonu. Obie biegniemy. Przepychając się po drodze dobiegamy do stolika i rzucamy się po upragniony przedmiot. Chwyta go jednak Iwona, ja próbuje go wyrwać, lecz marnie mi to wychodzi. Zdenerwowana z powrotem biegnę do garderoby i zabieram z niej walizkę, po czym zakładam buty i wybiegam z mieszkania. Potykając się o każdą wystającą kostkę w chodniku udaje mi się dobiec do samochodu. Wrzucam walizkę na tylne siedzenie i siadam za kółkiem, odpalam silnik i z piskiem opon wyjeżdżam z parkingu. 
Po kilku cholernie ciężkich godzinach drogi docieram na Okęcie. Ciągłe postoje przez cieknące łzy i złe samopoczucie sprawiły, że dotarłam później niż się spodziewałam. Po kilku minutach zastanowienia wybór pada na Anglię, lot za trzy godziny. Na początek zatrzymam się u cioci, a potem zastanowię się nad jakimś konkretnym planem na życie. Kupuję bilet i zmęczona opadam na plastikowe krzesełko. Delikatnie, jakby w obawie, że każdy gwałtowny ruch może mnie uszkodzić dotykam brzucha. Zaciskam powieki czując kolejne łzy. W mojej głowie pojawiają się wszystkie dobre wspomnienia związane z Piotrkiem. Każdy pocałunek, wspólna noc, każde czułe kocham cię. Kolejna porcja słonych kropel na policzku. Słyszę, jak ktoś mnie woła. Jestem prawie pewna, że to środkowy. Przełykam głośno ślinę i niepewnie odwracam głowę. Widzę go. Biegnie w moim kierunku poczochrany, kompletnie nie ogarnięty i wystraszony. Wstaję z krzesełka i również zaczynam biec. Rzucam się w jego ramiona i mocno się do niego przytulam. Nie wiem co mną kieruje, nie wiem czy dobre robię, ale wiem, że bez niego sobie nie poradzę. 
-Iga…- szepce stawiając mnie na podłodze. Ociera kciukiem łzy z moich policzków i patrzy w moje oczy.- Kocham cię i cholernie cię potrzebuje. Chcę tego dziecka. Proszę cię, nie zostawiaj mnie -opiera swoje czoło na moim, po czym delikatnie wpija się w moje usta, jakby w obawie, że mogę mu uciec. Ale ja już nie chcę uciekać. Teraz wiem, że ja też go potrzebuję. Nie dam sobie bez niego rady. 
-Pit, Pit !  Znalazłem -oboje odwracamy głowy i widzimy biegnącego w naszym kierunku Krzyśka, a tuż za nim Bartmana. Libero podbiega do środkowego i wręcza mu małe pudełeczko. Piotrek patrzy w moje oczy i ugina prawe kolano, po czym stawia je na podłodze. Patrzę na niego oszołomiona. 
-Iga, zostaniesz moją żoną ? -czuję jak w moim gardle staje wielka gula.
-Zgódź się, bo on bez ciebie zginie, a trochę głupio pozbawić reprezentację takiego dobrego środkowego -Zibi klepie mnie po plecach, a na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. 
-No tak, jeszcze później będą dręczyć mnie wyrzuty sumienia -teatralnie wywracam oczami, po czym kucam przed Piotrkiem i wpijam się w jego usta. Blondyn otwiera małe pudełeczko i oboje wybuchamy śmiechem widząc pierścionek.
-No co ? -oburza się Igła.- Myślicie, że tak łatwo znaleźć pierścionek zaręczynowy w pięć minut ? Poza tym to był pomysł Zbycha -pokazuje palcem na atakującego, a ten tylko wzrusza ramionami.
-Co się tak patrzycie ? Przed wejściem były takie fajne automaty -zaczyna tłumaczyć się Bartman. W odpowiedzi oboje z Pitem machnęliśmy tylko ręką, a po chwili na moim palcu błyszczał już pierścionek zaręczynowy. 
Wstajemy z podłogi i trzymając się za ręce wychodzimy z lotniska. Czuję się tak cholernie szczęśliwa. Widzę, że on również jest szczęśliwy. Przyciąga mnie do siebie i po raz kolejny wpija się w moje usta. 
-Kocham cię. Właściwie kocham was -uśmiecha się szeroko i kładzie rękę na moim brzuchu delikatnie go masując. Teraz już musi być dobrze. Do końca. 
_________________________
O dupę potłuc ten epilog, wiem. Nie podoba mi się, ale już nic innego nie potrafię wymyślić, przepraszam ;* 
Dziękuję za każdy komentarz ! ;*
Dziękuję za każde wejście ! ;* 
Dziękuję za każde miłe słowo ! ;*
Dziękuję za każdą radę ! ;* 
Dziękuję za każdą minutę spędzoną na tym blogu ! ;* 
Przepraszam za błędy ;*
Przepraszam za niedociągnięcia ;* 

Kończymy Nowakowskiego, ale jeszcze się nie żegnamy ;) Teraz zapraszam na Kubiaczka i Winiara ! ;)) 

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 27.

Dni mijały niesamowicie szybko. Te kilka tygodni przy Piotrku minęło mi w mgnieniu oka i nim się obejrzałam Resovia była już Mistrzem Polski. Boje z ZAKSĄ były niezwykle zacięte i bardzo długie, jednak Sovii w końcu udało się wrócić na Podkarpacie z pucharem. W poniedziałek, po mistrzowskiej fecie, Igła postanowił zorganizować mistrzowskiego grilla, na którego zaprosił całą Resovię i połowę reprezentacji.
Budzę się całkiem naga w objęciach środkowego. Leniwie przecieram zaspane oczy i powoli przypominam sobie, dlaczego tak bardzo boli mnie głowa. No tak, efekt całego dnia świętowania. W mojej głowie powstaje obraz wczorajszej ( a może dzisiejszej ?) nocy i już wiem dlaczego oboje jesteśmy nadzy. Uśmiecham się na te wspomnienia i delikatnie masuję kciukiem policzek blondyna.
-Dzień dobry -uśmiecham się do niego i muskam jego wargi, kiedy otwiera oczy.
-Po takiej pobudce na pewno będzie dobry -odwzajemnia gest i przeciera twarz ogromną dłonią.- Która godzina ?
-O cholera ! -krzyczę spoglądając na zegarek.- Tak jakoś nam się dzisiaj pospało… Jest piętnasta ! -mina Piotrka - bezcenna. Oboje wybuchamy śmiechem i leniwie wychodzimy spod kołderki. Ja idę pod prysznic, a Piotrek robi nam kawę. Od razu po wyjściu z łazienki idę na balkon, gdzie razem z Nowakowskim doładowaliśmy się porządną dawką kofeiny, po czym on wskoczył pod prysznic, a ja wysłałam szefowi zdjęcia z wczorajszego świętowania. Kończę pracę i wchodzę do kuchni. Zaglądam do lodówki i nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
-Piotruś, skoczysz do sklepu ? -zaplatam ręce wokół szyi siatkarza i słodko się uśmiecham.
-Chętnie powiedziałbym, że nie pójdę, ale kiedy tak na mnie patrzysz to nie potrafię -mówi zrezygnowany i składa słodki pocałunek na moich ustach.- To na co składniki mam kupić ?
-A na co masz ochotę ?
-Spaghetti, jak zwykle ?
-Okej -zabiera portfel i wychodzi z mieszkania, a ja wracam na balkon z kolejnym kubkiem kawy (co jak co, ale od kofeiny się uzależniłam) i przyglądam się znikającej za rogiem sylwetce Nowakowskiego. Jeszcze nigdy z nikim nie było mi tak dobrze, przy nikim nie byłam tak szczęśliwa. W ciągu tych kilku tygodni z Pitem uśmiechałam się więcej niż w ciągu kilku miesięcy z Maćkiem.
Kiedy Piotrek wrócił z zakupów od razu wzięliśmy się za gotowanie, w którym de facto było więcej zabawy niż prawdziwego przyrządzania obiadu, dlatego po zakończeniu kuchnia była w opłakanym stanie. Po zaspokojeniu głodu i ogarnięciu kuchni powoli zaczęliśmy się zbierać na grilla.
Biegiem wpadam do łazienki, byleby tylko być tam przed niebieskookim. Szybki prysznic, makijaż, ubieranie się i wiązanie włosów zajmuje mi zaledwie dziesięć minut, więc zadowolona opuszczam pomieszczenie. Od razu po mnie wskakuje tam Pit, jednak jemu idzie o wiele gorzej, gdyż, biedaczek, nie może się zdecydować czy założyć koszulę w czerwoną kratę, czy może jednak granatową. W końcu decyduję się, którą koszulę ubrać i możemy opuścić mieszkanie.
Pół godziny później parkujemy pod posesją Ignaczaków i kierujemy się do wielkiego ogrodu skąd dochodzą wesołe głosy siatkarzy. Witamy się ze wszystkimi razem i każdym z osobna, po czym zajmujemy miejsce na zielonym leżaku. To znaczy Piotrek zajmuję, a ja rozsiadam się wygodnie na jego kolanach z piwem w ręku.
-A jak sprawdzić czy ta woda do kąpieli ma odpowiednią temperaturę ? -słychać głos Bartmana, który kroczy tuż za poirytowaną Iwoną.
-Zanurzasz w niej łokieć i czujesz.
-Aha. A temperaturę mleka ? -ponowne pytanie i jeszcze większa złość Ignaczakowej.
-Wylewasz troszeczkę na nadgarstek.
-Aha. A jak…
-Bartman do kurwy nędzy ! -przerywa mu żona Libero, czym zwraca uwagę wszystkich gości.- Coś ty się w pedofila zamienił ? Po co ci takie informacje ? -Zibi wyraźnie się spłoszył i siada zdezorientowany na jednym z krzesełek biorąc na kolana Asię.
-Teraz to już po jabłkach, pochwal się -śmieje się Michalska czochrając włosy atakującego.
-Tutaj -Zbyszek kładzie rękę na płaski brzuch Asi.- Jest młody Bartman ! -mówi ucieszony, a wszyscy wybuchają śmiechem, po czym zaczynają sypać się gratulacje.
-No Piotruś, teraz czas na ciebie -uśmiecha się Krzysiek siadając obok nas.
-Mnie się nie śpieszy. Wolę cudze niż swoje -puszcza Krzyśkowi perskie oczko i bierze kolejny łyk piwa.

-Co miałeś na myśli mówiąc, że wolisz cudze dzieci niż swoje ? -pytam środkowego, kiedy siedzimy sami troszeczkę z dala od innych.
-Po prostu nie widzę jeszcze siebie w roli ojca. Wolę skupić się na siatkówce, przynajmniej na razie. Rozumiesz ? -uśmiecha się do mnie, a ja, lekko zawiedziona kiwam tylko głową.

*

Kilka dni po grillu razem z Piotrkiem wyjechaliśmy na wakacje do Brazylii. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że było cudownie ! W pełni skupiliśmy się na błogim leniuchowaniu na plaży i właściwie niczego nie zwiedzaliśmy. Totalny odpoczynek. Po powrocie Piotrek musiał od razu jechać do Spały, dlatego skupiliśmy się wyłącznie na sobie.
-Na pewno mam jechać ? Może jednak ubłagam trenera o jeszcze kilka dni ? Wyglądasz koszmarnie -krzywi się Pit wsiadając do samochodu przed wyjazdem na zgrupowanie. Faktycznie, od kilku dni wyglądam, jak  cień człowieka i tak się czuję. Ciągłe mdłości i zawroty głowy sprawiły, że byłam na skraju wytrzymałości.
-Piotruś, jedź i mnie nie denerwuj. Dam sobie radę, poza tym za chwilę ma przyjechać Iwona -blondyn kiwa tylko głową niezbyt zadowolony z mojej decyzji. Całuję go ostatni raz na pożegnanie i zamykam drzwi, po czym macham ręką i wracam do mieszkania od razu biegnąc do łazienki. Kiedy słyszę dzwonek do drzwi krzyczę tylko ‘otwarte’ i po raz kolejny przytulam sedes.
-Jezu, jak ty wyglądasz ! -wydziera się od progu brunetka.
-Nie po imieniu, bo się zarumienię -mamroczę nawet na nią nie spoglądając.
-Co z tobą ?
-Nie mam pojęcia, ale powoli mnie to wykańcza.
-Poczekaj, zrobię ci herbaty -wycofuję się do kuchni, a po chwili wraca z kubkiem parującej cieczy.- Iga, a może ty…
-A może ja co ?
-Może to ciąża ? -pyta delikatnie się uśmiechając, a ja otwieram szeroko oczy ze zdziwienia.
-Lepiej, żeby to było zwykle zatrucie -mówię przypominając sobie jakie zdanie o dzieciach ma Piotrek.
-Poczekaj, skoczę do apteki.
-Iwona, daj spokój ! -krzyczę, ale jest już za późno. Po kilku minutach Ignaczakowa wraca do mieszkania, wciska mi zakupiony przedmiot, po czym wychodzi z łazienki. Zestresowana czytam instrukcję i wykonuje wszystkie czynności po kolei, po czym niecierpliwie czekam na wynik.
-No i jak ?! -słyszę krzyk przyjaciółki i po raz kolejny spoglądam na biały przedmiot.
-O kurwa ! -wrzeszczę widząc wynik testu…
_____________________
Znowu przyśpieszyłam akcję :) Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) Następny post to epilog, ale szybko zleciało.... 
Wszystkie informacje o nowych rozdziałach, opowiadaniach itd. zostawiajcie TUTAJ ! ;) 



sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 26.

Siedziałam na zimnej trawie próbując ogarnąć swoje myśli. Cała drżałam z zimna i emocji, a po moich policzkach wciąż spływały słone łzy. Zdrada zawsze była dla mnie jedną z tych rzeczy, których wybaczyć nie umiem. Z całych sił zaciskałam pięści, kiedy poczułam, jak ktoś zarzuca marynarkę na moje ramiona.
-Co on ci zrobił ? -obok mnie siada Pit i wbija we mnie swój wzrok. Zamiast odpowiedzieć jeszcze bardziej ściskam dłonie i zanoszę się od płaczu. Piotrek bez słowa bierze mnie na kolana i mocno do siebie przytula.
-Piotruś on… Maciek… Zdradził mnie -wydusiłam z siebie po chwili ciszy.
-Co ?! -czuję jak środkowy cały się najeża i próbuje wstać, jednak uniemożliwiam mu to łapiąc za nadgarstek.
-Nie zostawiaj mnie -szepczę, a ten całuje mnie w czoło i delikatnie kołysze na boki.- Odwieziesz mnie do domu ?
-A co z weselem ?  W końcu jesteśmy świadkami.
-Znajdź jakieś zastępstwo -posyłam mu delikatny uśmiech. Kiwa głową i podaje mi kluczyki do swojego auta. Kiedy Pit idzie oznajmić Adamowi o naszej ‘ucieczce’ ja idę do samochodu. Po kilku minutach środkowy siada za kierownicą.
-Do Maćka ? -pyta uważnie mi się przyglądając.
-Tylko po rzeczy -kiwa głową i rusza z parkingu. W duchu dziękuję mu za to, że nic nie pił.- Kto nas zastąpi ?
-Iwona i Igła byli najbardziej chętni, ale ostatecznie naszą rolę przejął Cupko i Jelena -zaśmiał się Pit, a ja odpowiedziałam lekkim skinięciem głowy. Reszta drogi minęła nam w ciszy. Po niecałej godzinie jazdy dotarliśmy do mieszkania atakującego.
Przekraczam próg, a po moim ciele przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Ciężko wzdycham, a mój towarzysz bierze mnie za rękę i posyła ciepły uśmiech. Razem wchodzimy do garderoby i wyjmujemy walizki. Pakuje do nich wszystkie moje ubrania, a Piotrek zajmuje się kosmetykami. Kiedy wszystkie rzeczy były już spakowane chwyciłam kartkę i długopis.

‘Life is brutal, Kochanie. Miałeś swoją szansą, ale ją zjebałeś. Mam nadzieję, że jeszcze tego pożałujesz. Życzę Ci szczęścia… albo nie. Życzę Ci, aby ktoś skrzywdził Cię równie mocno, jak Ty mnie. Tak, jestem mściwa.’ 

Odkładam kartkę na blat stołu, a obok kładę pierścionek zaręczynowy. Jeszcze raz omiatam mieszkanie spojrzeniem i wycieram samotną łzę drożącą swoją własną ścieżkę na moim policzku, po czym chwytam walizkę i opuszczam mieszkanie razem z Nowakowskim. Wkładam klucz pod wycieraczkę i razem wchodzimy do windy. ’On na ciebie nie zasługuje za to Piotrek…’ przypominam sobie słowa Adama i spoglądam na siatkarza. Widzę złość w jego oczach i wiem, że najchętniej rozszarpał by Maćka własnymi rękoma. Po chwili nasze spojrzenia się spotykają, przyciąga mnie do siebie, obejmuje w pasie i czule całuje w czoło.
-Damy radę Maleńka -posyła mi tak bardzo uwielbiany przeze mnie uśmiech. Sama nie dałabym rady, ale z takim przyjacielem mogę wszystko.

Kotku, byliśmy szczęścia blisko, ale zazdrość i głupota spierdoliły wszystko.   

*
-Najchętniej spierdoliłabym jak najdalej stąd -po raz kolejny zaciągam się papierosem wpatrując się w wschód słońca nad Bełchatowem. Zawsze przychodziłam na ten dach, kiedy miałam jakiś problem, więc teraz nie mogło być inaczej i przyciągnęłam tu Pita. Takie patrzenie na świat z wysokości zawsze dawało mi spokój, a w połączeniu z nikotyną to dla mnie  idealny sposób na uporządkowanie swoich myśli.
-Jedź ze mną do Rzeszowa. Zawsze to jakaś zmiana otoczenia. Mogłabyś ze mną zamieszkać, kontynuować studia na Podkarpaciu, pracę też masz w terenie, więc… -patrzył na mnie uśmiechnięty, zadowolony ze swojego pomysłu, a ja przyglądałam się mu zdziwiona nie wiedząc , jak zareagować.- No nie patrz tak na mnie, nie proponuję ci związku tylko pomoc -zaśmiał się.
-Właściwie… Kiedy mogłabym się wprowadzić ?
-Nawet dzisiaj.
-Świetnie -na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Ostatni raz zaciągam się nikotyną i gaszę papierosa. Już po chwili walizki zabrane z mieszkania Maćka pakowaliśmy do samochodu Piotrka. Kiedy odjeżdżaliśmy spod bloku zadzwoniłam do Adama. Nie był jakoś szczególnie zadowolony z tego, że tak szybko podjęłam decyzję, ale stwierdził, że ją popiera. Zadowolona, że wszystko idzie w dobrym kierunku oddaliłam się do krainy Morfeusza.
*
Budzę się. Nie leżę już w samochodzie, a na miękkim materacu w łóżku Nowakowskiego. Poznaję ten pokój, pamiętam jak obudziłam się tutaj pierwszy raz po imprezie z siatkarzami. Uśmiecham się na te wspomnienia i wstaję. Dociera do mnie cudowny zapach naleśników i cichy śpiew blondyna. Idę do kuchni i z uśmiechem przyglądam się środkowemu. To, ile zrobił dla mnie Nowakowski jest niesamowite. Jestem mu wdzięczna za wszystko, gdyby nie on na pewno teraz by mnie tu nie było. A na pewno nie w takim nastroju. Może Adam ma rację ? Może to właśnie Piotrek jest w stanie dać mi tą wielką miłość, o której marzę ?
-O, Księżniczka już wstała ! Zapraszam do stołu -skinieniem ręki wskazuje na krzesło. Wykonuje jego polecenie i po chwili zatapiam zęby w przygotowanym przez niego naleśniku.- A potem spacer ?
-Chętnie -wymieniamy uśmiechy i wróciliśmy do jedzenia. Po obiedzie wybraliśmy się na długi spacer po Rzeszowie. Przy Piotrku zapomniałam o wszystkim. O Maćku, o zdradzie, o wszystkich problemach. Przy nim czułam się tak swobodnie, jak przy nikim innym. Cholera, trzeba się ogarnąć.

*
W Rzeszowie wszystko wróciło do normy. Kontynuowałam studia, pracowałam, jeszcze bardziej zżyłam się z Piotrkiem. Coraz bardziej chciałam, aby ta przyjaźń przerodziła się w związek, ale bałam się wykonać pierwszy krok. Tak samo jak Pit. Wszyscy wokół pytali czy jesteśmy parą, a my za każdym razem tak samo się peszyliśmy. Miałam już powoli dosyć ukrywania swoich uczuć, a niebieskooki ewidentnie bał się zrobić kroku w przód, żeby mnie nie spłoszyć.
Nim się obejrzałam był już marzec. Dokładnie dwudziesty piąty, czyli czwarty, półfinałowy mecz Delecta Bydgoszcz - Asseco Resovia Rzeszów.

*
Kiedy wstałam rano Piotrka już nie było. W kuchni było naszykowane śniadanie i karteczka od blondyna.

‘Skoro dzisiaj idziesz na mecz jako kibic, a nie fotograf to możesz założyć moją klubowa koszulką, prawda ? J W garderobie jest naszykowany dla ciebie pasiak. A tak przy okazji - smacznego ;* ‘ 

Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Pochłonęłam śniadanie, po czym ogarnęłam swoje włosy i twarz oraz ubrałam się. Stwierdziłam, że jeśli zajmę się czymś pożytecznym to oczekiwanie na mecz szybciej mi minie, więc zabrałam się za sprzątanie piotrkowego  mieszkania. Gdy norka już lśniła wybrałam się na zakupy, bo w lodówce szalał już wiatr. Kiedy na zegarku była wreszcie siedemnasta zamieniłam swoją koszulkę na klubową koszulkę Pita i niemal biegiem opuściłam mieszkanie. Jak najszybciej dotarłam na halę i zajęłam miejsce obok Iwony Ignaczak. Przez te kilka tygodni bardzo się z nią zżyłam i można powiedzieć, że zostałyśmy przyjaciółkami. Kilka minut przed rozpoczęciem spotkania podbiegł do nas Igła razem z Cichym. W momencie, kiedy Piotrek zobaczył mnie z czwórką na plecach na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Do twarzy ci w pasiaku -zaśmiał się Krzysiek.- Szczególnie z czwóreczką… -Libero charakterystycznie poruszał brwiami, a Iwona parsknęła śmiechem.
-Potwierdzam -uśmiechnął się Pit.
-Powodzenia Piotruś -pocałowałam go w policzek, po czym na hali rozległ się pierwszy gwizdek. Panowie pobiegli do trenera, a my zajęłyśmy nasze miejsca. Nagle obok nas pojawiła się dziewczyna Łukasza Perłowskiego z wysoką blondi w pasiaku z czwórką u boku. Po chwili dziewczyna przedstawia się jako Ewa, a my gromimy ją wzrokiem, ponieważ cholernie ślini się patrząc na środkowego. I tak przez cały mecz. Nie mogłam się nawet skupić przez hotkowanie tej panienki. W końcu rozlega się ostatni gwizdek, wygrywa Resovia. Panowie skaczą ze szczęścia, my z Iwoną też, Ewa poprawia swój makijaż.
-No, więc teraz czas na podbój serca Pana Nowakowskiego -szczerzy się poprawiając włosy. Czuję, jak robię się czerwona ze złości.
-To ci się nie uda -mówi stanowczo Iwona.
-A to niby dlaczego ? -oburzona Ewa patrzy na nią ze złością w oczach.
-Bo Pit ma już dziewczynę -odpowiada żona Krzyśka, kiedy ten podchodzi do nas razem z Nowakowskim.
-Mam dziewczynę ? -blondyn marszczy brwi i zdziwiony spogląda na Panią Ignaczak.
-Oczywiście ! -krzyczy i popycha mnie tak, że ląduje w jego ramionach. Wtulam głowę w jego tors próbując pohamować śmiech. Piotrek również próbuje przestać się śmiać. Podnoszę głowę i napotykam jego błękitne tęczówki na mojej drodze. Nasze miny od razu się zmieniają i teraz już nic wokół się nie liczy. Biorę głęboki oddech i staję na palcach nie odrywając wzroku od oczu Piotrka.
-Właściwie… To prawda -mówi Cichy i wpija się w moje usta. Nareszcie ! Zapominam, że stoimy na hali. Zapominam o wszystkim. Bez pamięci zatracam się w  pocałunku i przelewam w nim wszystkie swoje, skrywane do tej pory uczucia. Było dobrze, ale teraz będzie jeszcze lepiej.
______________________________
Dziwny ten rozdział, ale postaram się nie narzekać :) Srutututu nie umiałam ich nie połączyć xd Stanowczo za szybko to zrobiłam, ale no nie umiałam inaczej. Kompletnie nie miałam dzisiaj kontroli nad tym co piszę, masakra xd Jeszcze tylko jakieś dwa, może trzy rozdziały i epilog :) 
Założyłam nową zakładkę specjalnie dla Was :) Teraz, kiedy będzie chciały poinformować mnie o nowym rozdziale lub opowiadaniu to róbcie to TUTAJ ! :) 

Rozdział drugi na Zbyt wielcy, by upaść
Nowe opowiadanie : Nokautujemy się sami własnymi wyborami :) 

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 25.

W ciągu następnego tygodnia z Maćkiem kłóciłam się kilka razy dziennie dosłownie o wszystko. O nieumyty kubek, o zachlapaną łazienkę, o niepodlane kwiatki, o brak zainteresowania, o brak czasu, o moje relacje z Nowakowskim, o brak zaufania… Za to z Pitem byłam coraz bliżej. Non stop chodziłam z telefonem przy uchu wsłuchując się w radosny głos środkowego. Z dnia na dzień coraz częściej zastanawiałam się czy dobrze robię nadal będąc  z Maćkiem. Oboje tylko się męczymy, przecież to widać. Jedyne co nas ostatnio łączy to przeprosinowy seks, ale to chyba trochę za mało, aby stworzyć udany związek. Bo o ślubie już nawet przestałam myśleć. Nie wiem czy on mnie jeszcze kocha. Ba ! Nie wiem, czy ja go jeszcze kocham. Pogubiłam się w tym wszystkim już jakiś czas temu, a ciągłe udawanie szczęścia powoli mnie męczy. Problem w tym, że nie potrafię nawet podjąć żadnej decyzji. Stoję na ciężkiej linii, a w utrzymaniu pozornej równowagi pomaga mi już tylko Piotrek.

Każdy dzień rodzi w nich nowy ból, setki niechcianych słów, tych odegranych ról. 

*
Słyszę budzik i siarczyście klnę pod nosem. Przecieram zaspane oczy i nie mogę uwierzyć, że to już dzisiaj. Sobota, szesnasty marca, czyli dzień, w którym mój brat powie ‘tak’ kobiecie swojego życia. Uśmiecham się na myśl, że wreszcie jest szczęśliwy i wszystko układa się po jego myśli. Z optymistycznym nastawieniem wstaję z łóżka i kieruje swoje kroki do łazienki. Biorę prysznic, ubieram się i ogólnie przygotowuje się do wyjścia. W biegu chwytam jabłko i wychodzę z mieszkania mijając w drzwiach Muzaja, który właśnie wrócił z porannego joggingu. Rzucam oschłe ‘dzień dobry’ i przypominam mu, że ma na piętnastą ma być już gotowy. Szybko wpadam do samochodu i po kilku minutach mknę ulicami Bełchatowa. Po kilku minutach jazdy docieram na osiedle Adama i po szybkim pokonaniu schodów staję przed drzwiami mieszania numer sześć. Swoją drogą, przydałby się popracować nad moją kondycją.
-Co ty robisz tu tak wcześnie ? -wita mnie zaspany Wojciechowski.
-Panie, pamięta pan, że dzisiaj pański ślub ?! -wydzieram się nadmiernie gestykulując. Brunet ucisza mnie gestem ręki tłumacząc się udanym wieczorem kawalerskim.-Jak dzieci..-wzdycham przyglądając się Adasiowi, który z prędkością światła pochłania wodę. Po chwili do kuchni wchodzi uśmiechnięta Weronika. Jemy wspólnie śniadanie, bo mój braciszek zagroził, że bez porządnego posiłku nie wypuści nas z domu. Po spełnieniu jego warunku w końcu razem z Weroniką jedziemy do fryzjera. Moje włosy wystarczyło tylko ułożyć, ale z włosami Werki było o wiele gorzej, dlatego z zakładu wyszłyśmy dopiero po dwunastej. Potem biegiem do kosmetyczki i takim sposobem dopiero o trzynastej wróciłyśmy do mieszkania Młodej Pary. Pomogłam założyć Pannie Młodej sukienkę, a później zajęłam się moim bratem.
-Właściwie dlaczego Nowakowski jest starszym ? -spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Bo ty jesteś starszą -mówi zadowolony, a ja stoję jeszcze bardziej zdziwiona.- No i co się tak patrzysz jak sroka w kaszę ? Przecież widać, że was do siebie ciągnie.
-No kolejny się znalazł ! Ja mam Maćka i…
-’Ja mam Maćka, ja mam Maćka’ ostatnio nie słyszę nic innego. Przestań się zasłaniać Muzajem ! Kochasz go ? -wiercił we mnie swoim spojrzeniem zmuszając do odpowiedzi.
-To nie ma teraz znaczenia.
-Właśnie, że ma ! Ma, kurwa, i to duże ! Tkwicie w tym tylko dlatego, że przyzwyczailiście się do swojej obecności. Nic poza tym. Chyba, że seks, ale o to nie pytam -puszcza mi perskie oczko, a ja wybucham śmiechem.-On na ciebie nie zasługuje za to Piotrek…
-Milcz ! -przerywam mu poprawiając krawat.- Nie baw się w swatkę, braciszku -całuję go w policzek i daję kopa na szczęście.
-W sumie to nie odpowiedziałaś mi na pytanie -mówi, kiedy wychodzę z pokoju.
-Pieprz się, Wojciechowski -krzyknęłam zamykając za sobą drzwi od mieszkania. Z uśmiechem na ustach wracam do siebie i od razu biegnę do garderoby. Przebieram się jak najszybciej potrafię i zaledwie pięć minut później jestem gotowa na ślub. W milczeniu wychodzimy z Maćkiem z mieszkania i jedziemy pod kościół. Z trudem powstrzymuję łzy przyglądając się temu, co się miedzy nami dzieje. Nie potrafimy ze sobą spokojnie rozmawiać, nie mówiąc już o pocałunkach czy przytulaniu. Tuż przed wyjściem z auta przyklejam na twarz uśmiech. Zaraz potem ląduję w ramionach Piotra.
-Ślicznie wyglądasz -szepcze mi do ucha na powitanie. Dziękuje posyłając mu lekki uśmiech, po czym dołączamy do stojących przed wejściem Państwa Młodych.
Cała ceremonia trwała godzinę. Później przyszedł czas na życzenia, co zajęło ponad dwie godziny. Wysłuchać tylu składanek wypowiedzianych przez tych cudownych wielkoludów - bezcenne. Dopiero kilka minut po osiemnastej dotarliśmy do małego pałacyku pod Bełchatowem, gdzie miało odbyć się wesele.
Wysiadam z samochodu i razem z Maćkiem wchodzę do lokalu odprowadzana czujnym spojrzeniem Piotrka. Zajmuję miejsce przeznaczone dla świadkowej, a atakujący siada tuż obok mnie. Z mojej twarzy nie znika sztuczny uśmiech. Po chwili podchodzi do mnie Adam i wręcza  mi klucz do naszego hotelowego pokoju.
-Weźmiesz ? Ja pewnie za chwilę go zgubię -podaję klucz niebieskookiemu i wstaję od stołu, aby przywitać nowo przybyłych gości. Razem z Pitem ściskamy ciotki, które widzę pierwszy raz na oczy, kiedy w oczy rzuca mi się znajoma blondynka.
-Co jest kurwa ? -wlepiam wzrok w dziewczynę, co czyni również środkowy. Po chwili podchodzi do niej Kacper i bierze ją za rękę. Patrzę zdziwiona na Piotrka, a ten wzrusza tylko ramionami. Niewiele myśląc podchodzę do pary, niby w celu przywitania ich na przyjęciu.
-Iga ! -Kacper od razu się na mnie rzuca, a jego towarzyszka tylko mierzy mnie wzrokiem.- Wy się chyba nie znacie…
-Znamy się -przerywam mu nie spuszczając wzroku  z Martyny.
-Ta ? To wy sobie pogadajcie, a ja skocze do łazienki.
-Co tu robisz ? -pytam zaciskając pięści.
-Wyluzuj maleńka. Kłosu nie zapłacił mi kolejnych dwóch tysi, więc wróciłam. Mam nadzieję, że się cieszysz -szczerzy się, a ja czuję jak wszystko się we mnie gotuje. Nie wiem nawet co powiedzieć. Nie mówię nic, odwracam się i szybko idę w kierunku stołu zarezerwowanego dla siatkarzy.
-Daj mi kieliszek -żądam siadając obok Bartmana. Patrzy na mnie zdziwiony, po czym podaje mi upragniony przedmiot nie spuszczając ze mnie wzroku.- No co się tak patrzysz ? Lej ! -siatkarze wybuchają śmiechem. Pierwszy kieliszek, drugi, trzeci…
-Iga chodź -Nowakowski bierze mnie za rękę i ciągnie na parkiet. Po przetańczeniu kilku piosenek stwierdzam, że muszę zmienić buty. Zostawiam blondyna i idę poszukać Maćka, żeby dał mi klucz do pokoju. Kiedy nie mogę go znaleźć zrezygnowana idę na drugie piętro i podchodzę do drzwi numer jedenaście. Naciskam klamkę i o dziwo drzwi się otwierają. Zaskoczona wchodzę do środka i staję na baczność.
-O kurwa ! -krzyczę i od razu rzucam się na leżącą na kanapie parę. Oboje nie wiedzą co mają robić tylko po sobie spoglądają. Bez chwili zawahania łapię dziewczynę za jej blond kudły i ściągam z torsu atakującego z impetem rzucając o podłogę, po czym wymierzam siarczystego policzka chłopakowi.- To dlatego mnie już nie zauważałeś ?! Mam nadzieję, że z nią będziesz szczęśliwy ! -ponownie uderzam Maćka, a wybiegając z pokoju wymierzam jeszcze cios Martynie. Biegnę przed siebie nie zwracając na nic uwagi, gdy  w końcu na mojej drodze pojawia się środkowy.
-Co się stało ? -pyta z troską w głosie i próbuje mnie zatrzymać, jednak sprytnie mu się wyrywam. Wybiegam przed pałacyk i zatrzymuję się dopiero pod wielkim dębem opadając na trawę. Niby już go nie kocham, niby już mi na nim nie zależy, niby ten związek nie ma już sensu, ale zdrada to zdrada i zawsze boli tak samo. Po moim policzku spływa rzeka łez. Nie wierzę, w to co przed chwilą zobaczyłam.
_______________
Najgorszy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam...  
Przeprasza, przepraszam, przepraszam ! Nienawidzę opisywać ślubów, wesel itp. Może dlatego, że nie przepadam za tego typu uroczystościami. W każdym razie musiałam przyśpieszyć akcję, bo to opowiadanie i tak jest już za długie ;p Obiecuję, że następny rozdział będzie lepszy :) 
Zapraszam Was na dwójkę TUTAJ ! :D 
A po zakończeniu tego opowiadania ruszam z nową historią TUTAJ :D Już teraz zapraszam :) 
Do następnego, pozdrawiam ;* 

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 24.

Czwarty marca, czyli dzień na który od tygodnia wyczekiwała cała siatkarska Polska. Prawie cała, z wyjątkiem mnie. Ostatni, piąty mecz pomiędzy Asseco Resovią Rzeszów i PGE Skrą Bełchatów. Od ostatnich czterech udało mi się wymigać wmawiając szefowi, że wolę jechać na inne spotkania lub jest mi nie po drodze, a Maćka wciąż wkręcałam, że to szef kazał jechać mi na innym mecz. Robiłam wszystko, byleby nie zawitać w Energii lub Podpromiu i byleby nie spotkać Piotrka. Od nieszczęsnego Sylwestra unikałam go jak ognia, nie odbierałam telefonu, kiedy dzwonił i próbowałam żyć jak gdyby nigdy nic, jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż siedział mi smak jego ust. Codziennie słyszałam pytania, czy aby na pewno wszystko u mnie ok. ? Dobrze się czujesz ? Jakaś struta chodzisz ostatnio, źle się czujesz ? Na każde z nich odpowiadałam jednym krótkim zwrotem “u mnie wszystko dobrze”. Z Maćkiem znowu wszystko wkraczało na stary tor. Mijaliśmy się w drzwiach, gdy jedno wracało, a drugie wychodziło. Zapisał się do nowej szkoły  i oprócz wielu godzin spędzanych na hali siedział także w Łodzi. Mnie całkiem pochłonęły przygotowania do ślubu Weroniki i Adama, który ma odbyć się już w następną sobotę. Biegając za sukienką dla panny Mazurek prz okazji szukałam czegoś ciekawego dla mnie wierząc, że niedługo to ja stanę na ślubnym kobiercu chociaż oprócz pierścionka na moim palcu nic na to nie wskazywało…

Coś pękło, kiedy przyszła codzienność, i wiesz co ? Zaczęli żyć na odpierdol. 

*
04.03.2013 godz. 11:00. Budzi mnie cholernie głośny dźwięk budzika. Zła wyłączam to urządzenie wymyślone przez szatana i zaspana kieruję się do łazienki. Patrzę w lustro i z zażenowaniem przyglądam się dziewczynie z podkrążonymi oczami, potarganymi włosami i nic niewyrażającymi oczami nie mogąc uwierzyć, że właśnie tak teraz wyglądam. Kilka tygodni temu nawet nie pomyślałabym, że jedno zdanie wypowiedziane przez Pita tak rozbroi mnie wewnętrznie. Nie pomyślałaby, że Piotrek, mój najlepszy przyjaciel może być we mnie zakochany ! Od Winiara wiem, że rozstał się z Julką i ostatnio chodzi w podobnym stanie do mojego, dlatego tym bardziej boję się jechać do Rzeszowa. Choć nie wiem jak cholernie bym chciała, dzisiaj nie uda mi się uniknąć spotkania z Nowakowskim. Niestety.
Ociągając się najbardziej, jak tylko się da biorę prysznic, suszę włosy, ubieram się i robię delikatny makijaż po czym jem szybkie śniadanie czytając wczorajszą gazetę. Odstawiając kubek po herbacie do zmywarki słyszę dźwięk mojego telefonu. Niechętnie wygrzebuję go z torebki i widząc na wyświetlaczu uśmiechniętą twarz Piotrka od razu wciskam czerwoną słuchawkę. Od razu wraca do mnie ta cholerna sylwestrowa noc, a po moim policzku spływa samotna łza. Szybko ją wycieram, biorę kilka głębszych wdechów i idę do garderoby w celu spakowania kilku rzeczy potrzebnych na ten weekend. Kiedy moja mała walizka stoi już przy drzwiach zgarniam jeszcze aparat, obiektyw i moją przepustkę po czym wychodzę z mieszkania. Wchodzę do mojego audi i od razu włączam muzykę.

I'm out on the edge and I’m screaming my name 
Like a fool at the top of my lungs
Sometimes when I close my eyes
I pretend I'm all right but it's never enough

*
Na halę wchodzę prawie godzinę przed rozpoczęciem meczu. Od razu kieruję się na miejsce wyznaczone dla fotografów i czekam aż siatkarze zaczną rozgrzewkę. Po kilku minutach na boisko wchodzą siatkarze Resovii i zaczynają rozgrzewać swoje mięśnie. Na szarym końcu kroczy Piotrek. Zerkam ukradkiem w jego stronę i widząc jego smutną minę, oczy pozbawione blasku coś zakuło w moim sercu. Przymykam oczy i biorę głęboki oddech po czym szybko odwracam wzrok starając się powstrzymać napływające do oczy łzy. Nawet nie zauważam, kiedy podbiega do mnie Maciek. Krzyczy coś o tym, że tęsknił, że muszą dzisiaj wygrać, że mam trzymać kciuki, następnie mocno mnie przytula i wpija się w moje usta. Bez szczególnej namiętności oddaję jego pocałunki myśląc o tym, że Pit całuje całkiem inaczej, że jest bardziej czuły… Przez głowę przylatuje mi myśl, iż wolałabym, aby to jego język znajdował się teraz w mojej jamie ustanej. Na szczęście po chwili rozlega się gwizdek oznajmiający koniec rozgrzewki, który na moment przegania moje myśli. Dyskretnie spoglądam w stronę Piotrka i jestem pewna, że cała ta scena nie umknęła jego uwadze. Ponownie biorę do ręki mój aparat i próbuje się skupić na mojej pracy i czuję jak moje serce pęka przytłoczone cholernie pustym wzrokiem środkowego. Kurwa, dlaczego tak się tym martwię ? Dlaczego to nie wychodzi z mojej głowy ? Kurwa mać, dlaczego ?!
O godzinie 18 rozpoczął się mecz. Już od pierwszego gwizdka był cholernie zacięty, a oba zespoły walczyły o każdy punkt. Każdy z nich był cholernie zdeterminowany, a w oczach każdego z nich siedziała sportowa złość. Nie liczy się nic wokół, tylko i wyłącznie niebiesko-żółta Mikasa, która co rusz z impetem uderza w parkiet wywołując przy tym niezwykłe poruszenie na hali. Tylko jeden osobnik na boisku jest kompletnie nieobecny, ospały. Nie cieszy się ze zdobytych punktów, nie kończy żadnej piłki, nie potrafi wyskoczyć do bloku przez co zostaje zdjęty już po drugiej przerwie w pierwszym secie, a na jego miejsce wchodzi Wojtek Grzyb. Niezbyt zadowolony Nowakowski tkwi w kwadracie dla rezerwowych chamsko przyglądając się każdemu mojemu ruchowi. Poza boiskiem jest tak samo nieobecny, jak i na nim. Staram się nie zwracać uwagi na środkowego, jednak co chwilę spoglądam w jego stronę, co niestety w końcu zauważa. Szybko odwracam wzrok i udaję moje wielkie zainteresowanie meczem w nadziei, że Piotrek nadal będzie stał w kwadracie.
-Chodź -ktoś łapie mnie za rękę i szybko ciągnie w stronę wyjścia. Nikt nie zwraca na nas większej uwagi, bo na boisku Atanasijevic wykonuje swój cholernie mocny atak. Biegnę za blondynem karcąc się w duchu, że nie zostałam na hali. Po kilku minutach szaleńczego biegu stoimy już przed TwieRRdzą. Piotrek odwraca się do mnie plecami i przeczesuje swoje blond włosy ręką. Stoję bez ruchu nie wiedząc, co mam teraz zrobić.
-Co ty kurwa robisz ?! -wrzeszczę w końcu, a moje oczy zachodzą łzami. Nie mam pojęcia jakiej odpowiedzi się spodziewać. Środkowy przenosi wzrok z chodnika na mnie.
-Ja tak nie potrafię Iga. Wtedy w ośrodku, kiedy się poznaliśmy… Pokochałem cię, jak nigdy nikogo innego na tym cholernym świecie. Bałem się do tego przyznać, a kiedy wreszcie ci o tym powiedziałem odwróciłaś się ode mnie, co w sumie mnie nie dziwi. Gdy wyjechałaś próbowałem zdobyć jakiś twój numer, adres, cokolwiek… Chciałem być przy tobie, pilnować, żebyś nie wróciła do tego gówna, żeby już nikt nigdy cię nie skrzywdził… Myślałem o tobie każdego wieczoru tępo gapiąc się w jedyne zdjęcie twojej roześmianej buźki jakie miałem. Tęskniłem jak wariat, ale musiałem zacząć jakoś żyć. Wtedy poznałem Julkę… Wydawało mi się, że to miłość. Teraz już wiem, że nie. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem cię na Podpromiu ! Całe uczucie jakim cię darzyłem odżyło.. Ale ja byłem z Julią, ty z Maćkiem… Wtedy, w Sylwestra mówiłem prawdę. Iga, kocham cię -mówiąc to patrzy mi głęboko w oczy,  z których płynie teraz strumień łez. Wiem, że mówi prawdę, ale tym wszystkim tak cholernie komplikuje mi życie…
-Piotrek, ale… Ja niedługo biorę ślub. Kocham Maćka -ranię go. Wbijam mu nóż w serce i sama czuję się, jakby ktoś robił mi to samo. Stoję między młotem, a kowadłem i sama nie wiem co mam zrobić.
-Wiem. Przepraszam, ale musiałem ci o tym powiedzieć, bo to zżerało mnie od środka. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Jeśli to szczęście da ci Maciek to niech tak będzie. Ale pamiętaj, że zawsze masz mnie. Możesz na mnie zawsze liczyć i przychodzić z każdym problemem, a rozwiążemy go razem. Tyko błagam cię, nie zapomnij o mnie, bo mam tylko ciebie -nie odpowiedziałam. Podeszłam do Piotrka i z całych sił wtuliłam się w jego tors. Objął mnie i pocałował w czubek głowy. Cierpi. Doskonale o tym wiem.
________________
U mnie piąty mecz wygląda trochę inaczej... :) Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale przytłaczał mnie brak czasu, a przede wszystkim brak weny. Teraz nie jest lepiej, co pewnie widać po rozdziale, ale wreszcie zebrałam się, żeby coś napisać :) Jak zwykle jest niezadowolona -.- Mam nadzieję, że moja wena niedługo wróci i następne rozdziały będą lepsze :) A teraz idę smażyć się do ogródka, bo trzeba skorzystać z tej pięknej pogody ;) Pozdrawiam :* 
Przy okazji zapraszam na jedynkę TUTAJ :) 

+Jak widać zmieniłam swoją nazwę z kusiaczekxd na Wiktoria :) To tak jakby ktoś nie zauważył :)


niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 23. cz. 2.

Trzydziesty pierwszy, imieniny Sylwestra, którego zdrowie opija cała Polska. Przed nami jeszcze kilka godzin drogi, a tematów nie brakuje. Wszystko kręci się wokół ślubu. Ustaliliśmy, że ceremonia i wesele odbędą się w Zakopanym w lipcu lub sierpniu. W głowie już miałam obraz swojej idealnej sukienki - prosta, śnieżnobiała z drobnymi koralikami, a do tego piękny welon i bukiet z herbacianych róż. Ślub w malutkim, drewnianym kościele, a wesele na przepięknej sali w stylu góralskim. Wśród gości cała Reprezentacja, kochane Skrzaty oraz najbliższa rodzina. I chociaż do całej uroczystości jeszcze szmat czasu, my mieliśmy już wszystko zaplanowane.
-A w podróż wyjedziemy do Paryża -proponuje Maciek.
-Wolę Barcelonę.
-Paryż jest bardziej romantyczny.
-A Barcelona piękniejsza.
-Ale mniej romantyczna.
-Ale piękniejsza -zaczynam się z nim sprzeczać.
-Ale mniej romantyczna.
-Ale piękniejsza -wojna ze mną ? Gratuluje odwagi i współczuję głupoty. Nie zamierzam odpuścić.
-Ale mniej romantyczna.
-Ale piękniejsza.
-Dobra, będzie Barcelona -wzdycha zrezygnowany, a ja zaczynam się śmiać i wyję razem z Ostrowskim. To znaczy ja wyję, a on nawija.

W każdym detalu, akordzie i dźwięku,
bez Ciebie życie nie miałoby sensu !
*
Do mieszkania wchodzimy kilka minut po godzinie szesnastej, a impreza u Winiara zaczyna się o dwudziestej, więc mamy jeszcze trochę czasu. Jemy spokojnie obiad i rozpakowujemy walizki po czym zaczynam przygotowania. Najpierw starannie maluję paznokcie, później zajmuję się fryzurą i w efekcie na mojej głowie powstają delikatne fale. Po fryzurze przyszedł czas na makijaż, który był bardziej staranny niż zazwyczaj i na koniec zakładam strój na  dzisiejszą noc.
-Co ? -pytam, kiedy Maciek przygląda mi się od kilku minut.
-Mam śliczną narzeczoną -szczerzy się i całuje mnie w czoło.
-A ja wspaniałego narzeczonego -posyłam mu uśmiech.-Idziemy ? -w odpowiedzi kiwa głową. Zakładam kurtkę i razem wychodzimy z mieszkania trzymając się za ręce po czym wsiadamy do auta i jedziemy do Częstochowy pod dom Miśka.
Wchodzimy do mieszkania i witamy się ze wszystkimi, którzy już dojechali. Właściwie brakuje tylko Adama i Weroniki oraz Zbycha i Aśki. Po chwili siadamy przy ogromnym stole w równie wielkim salonie Winiarskich i lecimy z pierwszą kolejką. Wszyscy są w znakomitych nastrojach i nie brakuje nam tematów oraz przeróżnych żartów. Po upływie godziny dołączają do nas dwie ostatnie pary. Czule witam się z bratem i Weroniką, która ma już dosyć duży, ciążowy brzuszek. Adaś nie odstępuje jej na krok i co rusz pyta, czy aby na pewno dobrze się czuję. Aż miło na nich patrzeć. Widząc, jak Dagmara ciągle coś donosi na stół postanowiłam jej pomóc i udałam się do kuchni, a zaraz za mną wszedł Piotrek.
-Ślicznie dziś wyglądasz -szepnął mi do ucha, gdy kroiłam ciasto.
-Nowakowski , ty nie podrywaj dziewczyny Maćka ! -zaśmiała się Dagmara.
-Już nie dziewczynę -powiedziałam cicho, a zaraz potem ugryzłam się w język z nadzieją, że nikt tego nie usłyszał.
-Jak to ? -zdziwiła się możdżonowa Hania, która również przyszła pomóc.
-Zaręczyliśmy się -odpowiadam nie przerywając krojenia sernika, jednak po chwili Piotrek wyjmuje mi nóż z ręki i patrzy na mnie pytającym wzrokiem.
-Iga, ale …-chce coś powiedzieć, jednak nie kończy, bo roześmiana pani Ignaczak łapie mnie za rękę i ciągnie do salonu.
-Zaręczyli się ! -zaczyna krzyczeć wymachując moją dłonią. Czuję, jak moje policzki płoną ze wstydu i patrzę na Maćka, który tylko strzela face palma. Wszyscy goście zaczynają bić brawo i nam gratulować. Speszona dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna.
-Michale, czy wiesz co teraz powinno nastąpić ? -zwraca się z powagą w stronę Winiarskiego.
-Nie, Krzysztofie. A co proponujesz panie Ignaczak ?
-Jebnijmy po kielichu moi drodzy ! -krzyczy Libero, a każdy bierze w dłoń swój kieliszek.-Za Igę i Maćka !
-Za Igę i Maćka !-powtarzają wszyscy obecni i wlewają w siebie przezroczystą ciecz, albo soczek tak jak Weronika.
O równej 00.00 wszyscy wyszliśmy do ogrodu i obserwowaliśmy fajerwerki. Wszyscy życzyli sobie wesołego nowego roku etc. Ogólnie wszystko było jak co roku o tej porze w każdym miejscu w Polsce. Kiedy wszyscy wracali do domu ja zostałam jeszcze na dworze. Usiadłam na huśtawce i patrzyłam na gwiazdy rozmyślając o tym jak wiele zmieniło się w moim życiu w ciągu kilku miesięcy. Zdobyłam wymarzoną pracę, wspaniałych przyjaciół, narzeczonego i przede wszystkim zaczęłam żyć normalnie, tak jak powinna żyć przeciętna dwudziestolatka. Z uśmiechem przyznałam, że jestem z siebie dumna leniwie sącząc sylwestrowego szampana.
-Przeziębisz się -słyszę znajomy głos i czuję, jak narzuca swoją kurtkę na moje ramiona.
-E tam -prycham i posyłam mu szczery uśmiech.
-Nie za szybko ? -pyta siadając obok mnie, a w odpowiedzi otrzymuje pytające spojrzenie.-Te zaręczyny.
-Faktycznie, szybko się to wszystko dzieje, ale kocham go i myślę, że dobrze robimy.
-A ja myślę, że nie.
-Bo ? -warczę zdenerwowana nawet nie patrząc na Pita.
-Bo ty nie będziesz z nim szczęśliwa.
-Ja pierdole. Piotrek, ile ty wypiłeś ?
-Mało. Wiem, co mówię.
-Nie wydaje mi się -prycham i szczelniej opatulam się kurtką.- Lepiej zajmij się Julką, bo chyba wpadła w oko Aleksowi.
-Trudno -odpowiada beznamiętnie wzruszając ramionami, a ja patrzę na niego zdziwiona. Nie jest taki jak zwykle, to nie ten sam Pit.
-Ej, Piotruś co jest ? -siadam bliżej i próbuje spojrzeć mu w oczy.
-Nic -bardzo wyczerpująca i zadowalająca odpowiedź, nie ma co.
-Przecież widzę idioto.
-To nie ma sensu -napotyka moje zdezorientowane spojrzenie i wzdycha ciężko.- Cały ten związek z Julka jest do dupy. Ona zarywa do każdego napotkanego chłopaka i sam nie rozumiem dlaczego jeszcze jest ze mną, a ja nie potrafię tego zakończyć.
-A rozmawiałeś z nią o tym ? -środkowy zaprzecza ruchem głowy.- To spróbuj.
-Nie. To nie ma sensu, my do siebie nie pasujemy.
-Więc to zakończ. Może to po prostu nie ta i musisz jeszcze poszukać tej jedynej.
-A co jeśli już znalazłem ?
-Dlaczego nie jesteście razem ? -odpowiadam pytaniem na pytanie i patrzę na niego badawczo.
-Bo ona już kogoś ma -patrzymy sobie głęboko  oczy. Jego spojrzenie przeszywa mnie na wylot. Gubię się w jego niebieskich tęczówkach i sama nie wiem kiedy dystans pomiędzy naszymi głowami zmniejsza się do kilku centymetrów. Czuję jego przyśpieszony oddech tuż przed twarzą i po chwili jego miękkie wargi na moich. Nie protestuje, nie potrafię. Jestem jak sparaliżowana. Po chwili zamiast odepchnąć go od siebie zaczynam odwzajemniać jego namiętne pocałunki i wplatam rękę w  jego blond włosy. Piotrek jest namiętny, ale zarazem delikatny. Co chwilę przygryza moją dolną wargę i pobudza tym moje zmysły, które proszą o więcej. Nie umiem, a może nie chcę się sprzeciwiać i odrywamy się od siebie dopiero, kiedy brakuje nam powietrza.
-Piotrek, co my robimy ? -ponownie patrzę w jego oczy próbując unormować oddech.
-Nie wiem -znów zbliża swoją twarz do mojej na niebezpieczną odległość.
 -Nie możemy ! -krzyczę i odpycham go do siebie. Zrzucam z ramion jego kurtkę i szybko biegnę w stronę domu po drodze dławiąc się łzami. Po wejściu, a właściwie wbiegnięciu do domu Winiarskich od razu kieruję się do łazienki, na szczęście nikt nie zauważył, że wróciłam. Zamykam drzwi łazienki na zamek i zsuwam się po nich na podłogę zakrywając twarz dłońmi. Nie rozumiem sytuacji, która wydarzyła się kilka minut temu i jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy to krążące we krwi procenty. Jest tylko jeden problem. Podobno pijani ludzie mówią to, o czym nie powiedzieliby na trzeźwo, mówią prawdę, a Piotrek w pewnym sensie wyznał mi miłość. Czy to w ogóle jest możliwe ? Dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej ? Co teraz ? Mamy udawać, że nic się nie stało ? Tak, właśnie tak będzie najwygodniej. Bo nie powiem, że najlepiej, ale na pewno najwygodniej.
Wstaję z podłogi i obmywam twarz zimną wodą. Poprawiam makijaż kosmetykami Dagmary i przeczesuję włosy. Próbuje uśmiechnąć się do swojego odbicia w lustrze, ale marnie mi to wychodzi. Przed oczami wciąż mam niebieskie tęczówki Piotrka,  a na ustach czuję jego wargi. Oczy ponownie zachodzą mi łzami, ale w porę potrafię się ogarnąć. Biorę głęboki oddech i wychodzę z łazienki. Idę do salonu i siadam na krześle obok Maćka.
-No nareszcie. Tęskniłem -szepcze mi do ucha i całuje w skroń. Posyłam mu wymuszony uśmiech i zerkam na Piotrka, który z zaciśniętymi zębami przygląda się całej sytuacji. Nieustannie czując na sobie przeszywający wzrok środkowego czuję, jak w moim gardle pojawia się ogromna gula i ostatkami sił powstrzymuję się od płaczu. Wiem, że dłużej tak nie wytrzymam.
-Maciek, możemy jechać do domu ? Źle się czuję -mówię cicho unikając jego spojrzenia. W odpowiedzi kiwa tylko głową i wstajemy od stołu. Szybko żegnamy się ze wszystkimi i już po kilku minutach siedzimy  w aucie. Aby uniknąć jakichkolwiek pytań Maćka udaję, że śpię, a w głowie ciągle mam niebieskie tęczówki Pita, jego miękkie wargi, przeszywające spojrzenie …
___________________________
Hej :) Chciałyście komplikacji, to macie ;D Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, no ale cóż... 
Znowu pobawiłam się wyglądem, bo tamten już mi się znudził :D Jeśli czytam wasze opowiadanie, a nie ma go w zakładce 'polecam' to dajcie linka, a ja zdecyduje czy je tam dodać, czy nie :D Poza tym mam do was prośbę :) Jeśli chcecie być poinformowane o nowym rozdziale, to wpiszcie się do zakładki 'informowani', żeby było mi troszeczkę łatwiej to wszystko ogarnąć :) A i jeszcze jedno. Nie wiem czy wiecie, ale wystartowałam z nowym opowiadaniem TUTAJ :) Będzie całkiem inne niż to i na pewno krótsze ;) Zapraszam na prolog ;) 
Vive przegrało dzisiaj z Barcą 23:28 :( Ale mimo wszystko należą im się gratulacje ;) Moja drużyna, moje miasto, moje chłopaki <3 Jutro gramy o 3 miejsce, a cała Polska o 15.15 przed tv i trzymamy kciuki za Kielce ! :D 
Pozdrawiam :) 

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 23. cz. 1.

Po kilku godzinach drogi wreszcie mijamy długo wyczekiwany zielony znak z kilkoma białymi literkami tworzącymi wdzięczną nazwę Zakopane. Z zachwytem wpatruję się w piękny krajobraz przede mną. Moje ukochane góry przykryte białym puchem. Oklepane, wiem, ale co ja poradzę, że tak uwielbiam Tatry. Po kolejnej godzinie krążenia po mieście udaje nam się znaleźć odpowiadający nam hotel. Wchodzimy do budynku i szybko kierujemy się do recepcji, Maciek idzie zarezerwować pokój, a ja siadam na jednym ze skórzanych foteli. Znudzona zaczynam przeglądać ulotkę hotelu, gdy do pomieszczenia wchodzą trzy pochłonięte rozmową nastolatki. 
-Ej, dziewczyny obczajcie kolesia przy recepcji -przerywa rozmowę niska blondynka.
-Kogoś mi przypomina… -udziela się dosyć wysoka brunetka. 
-Głupie jesteście -odzywa się trzecia z nich, dziewczyna o długich blond lokach smarując swoje usta różowym błyszczykiem.- Przecież to Muzaj. Oglądam mecze Skry tylko po to, żeby popatrzeć na niego. Swoją drogą ten ich trener mógłby częściej wpuszczać go na boisko, bo jest na co popatrzeć, nie powiem, że nie -w tym momencie wszystkie chamsko zjechały wzrokiem tyłek MOJEGO Maćka. Czuję jak coś zaczyna się we mnie gotować. Zdenerwowana wstaję z fotela i podchodzę do MOJEGO chłopaka przy okazji posyłając mordercze spojrzenie wiernym hotkom Maćka. 
-Pokój numer 69. Romantycznie, czyż nie  ? -śmieje się i odchodząc od lady obejmuje mnie w pasie. Kiwam głową z uśmiechem i całuję go w policzek. Całe moje zadowolenie znika, gdy do Muzaja podchodzą trzy wspomniane wcześniej dziewczyny. 
-Można autograf dla wiernych fanek ? -szczerzy się do niego blond piękność z loczkami na jej całkiem pustej główce. 
-Nie -mruczę, kiedy Maciek wypuszcza mnie z objęć. 
-Oczywiście ! -ożywia się i podchodzi do przyjaciółek,  a ja kontynuuje moje opanowane do perfekcji zabijanie wzrokiem. 
-Ferie z dziewczyną ?- pyta niska blondi trzepocząc rzęsami przed twarzą atakującego. 
-Tak -odpowiada podpisując się na kolejnej kartce papieru. 
-Nawet ładna -mruczy brunetka mierząc mnie wzrokiem. 
-Wiadomo. Maciek ma bardzo dobry gust -udzielam się krzyżując ręce na klatce piersiowej. 
-Gdyby miał dobry gust to przyjechałby tutaj ze mną -oburza się brunetka, a ja świdruję ją wzrokiem. Robię krok w przód z zaciśniętymi pięściami, ale na drodze staje mi Maciek. Próbuje go jakoś wyminąć i dostać się do tej panienki, ale kiedy napotykam jego spojrzenie próbuję się uspokoić. 
-Uderzyłabym cię, ale moja ręka nie przeżyłaby strącenia tylu ton pudru z twojej ‘ponoć twarzy’ -rzucam, gdy Maciek ciągnie mnie w stronę pokoju.- A tobie co tak wesoło ?-zwracam się do siatkarza. 
-Dobrze wiedzieć, że tak ci na mnie zależy -obejmuje mnie w pasie i całuje w czubek głowy zostawiając hotki w tyle. 

Przedostatni poranek w Zakopanym. Otwieram zaspane oczy i leniwie przeciągam się  na łóżku tuż obok mojego prywatnego siatkarza. Z uśmiechem na twarzy przyglądam się jak spokojnie unosi się i opada jego klatka piersiowa. Poczochrane włosy i dwudniowy zarost tylko dodają mu uroku. Tak mogę zaczynać każdy dzień. Szczęśliwa wygrzebuję się spod ciepłej kołdry i idę do hotelowej łazienki. Biorę szybki prysznic, ubieram się i wykonuję resztę porannych prac, po czym wracam do pokoju. 
-Widzę, że śpiąca królewna wreszcie wstała -szczerzę się w kierunku Muzaja. 
-Owszem -wstaje i obejmuje mnie w pasie. 
-To może jakieś śniadanko ? 
-Chętnie, a potem wycieczka -puszcza mi perskie oczko. 
-Myślałam, że dzisiaj basen. 
-To wieczorkiem -całuje mnie w czoło i znika za drzwiami łazienki. 

-Maciek jesteś pewien, że wiesz gdzie jesteśmy ? -pytam nerwowo rozglądając się wokół po godzinie jakimiś bocznymi ścieżkami. 
-Przecież ci mówiłem, że kiedy byłem mały często przyjeżdżałem do Zakopanego -przystaje i patrzy na mnie z szerokim uśmiechem. 
-No tak, ale to było kilka… naście lat temu…
-Nie marudź -przerywa mi i łapie moją dłoń.-Chodź dalej. 
-Maciek, cholera, jak potem nie będziesz wiedział jak wrócić do hotelu to nie ręczę za siebie !-krzyczę po kolejnych minutach ‘spaceru’. 
-Okey -mruczy i ciągnie mnie dalej. 
-Maciek, kurwa mać, ja dalej nie idę -wrzeszczę i krzyżuję ręce zapierając się, że dalej nie pójdę. Co jak co, ale to, że kocham góry nie oznacza jeszcze, że znam wszystkie ścieżki. Mimo, że Muzaj zapierał się, iż wie gdzie ma iść to kiedy znacząco oddaliliśmy się od jakiejkolwiek cywilizacji przestałam zachwycać się krajobrazami. 
-Dalej nie pójdziesz ?- Maciek podchodzi do mnie i spogląda w moje oczy.
-Nie -odpowiadam stanowczo. 
-To zrobimy to po mojemu -śmieje się i przerzuca mnie przez ramię, a ja zaczynam krzyczeć. Wisieć ponad dwa metry nad ziemią, to nic fajnego. Muzaj nie zwraca uwagi na moje protesty i dalej idzie przed siebie mrucząc pod nosem jakąś melodię. W końcu stwierdzam, że mój wrzask i tak nic nie pomoże, więc może zdziałam coś strzelając focha. Po kilkunastu minutach drogi przebytej w ciszy atakujący w końcu stawia mnie na ziemi, a dokładniej śniegu. Rozglądam się i zapiera mi dech w piersiach. Stoimy na niewielkim, drewnianym mostku , pod nami płynie malutki strumyczek, naokoło tylko góry, śnieg i gdzieniegdzie sosny. Żadnych domów, ludzi, całego miejskiego szumu. Tylko to, co naturalne. 
-Po co mnie tu przyprowadziłeś ?- pytam oschle. No co ? Jak foch, to foch. Z przytupem i melodyjką. 
-Foch ? -staje zaledwie kilka centymetrów przede mną i dotyka dłonią mojego zmarzniętego policzka, a ja gubię się w jego pięknych oczach. Po chwili czuję spierzchnięte wargi Maćka na moich. Zatracamy się w namiętnym pocałunku nie czując nawet zimna, ba ! Zamiast zimna czując wewnętrzną falę gorąca.
-To nie fair ! -robię bunt, gdy się od siebie odrywamy. 
-Mam kilka pytań -sprytnie zmienia temat. 
-Do mnie ?
-Nie, do św. Faustyny  -wywraca oczami. 
-Do rzeczy -mimo tego, że tu jest pięknie, to moje stopy już zdrętwiały od zimna. 
-Po pierwsze : podoba ci się to miejsce ? 
-Tutaj jest przepięknie. 
-To dobrze, bo to moja, czyli także twoja działka. 
-Żartujesz ? -wytrzeszczam oczy i nie wierzę w to, co powiedział Maciek. 
-Nie. Kiedyś tu zamieszkamy, na starość, z dala od miejskiego zgiełku, ale mam jeszcze dwa pytania. Po drugie : kochasz mnie ? 
-Jak wariatka -odpowiadam zgodnie z prawdą i lekko się  uśmiecham. 
-I po trzecie -atakujący klęka przede mną na jedno kolano i wyciąga z kieszeni granatowe pudełeczko.-Wyjdziesz za mnie ? -otwiera pudełeczko, a moim oczom ukazuje się śliczny pierścionek. 
-Maciek… przecież… ale… bo … -zaczynam się jąkać i kompletnie nie wiem, co mam powiedzieć. Mamy ledwo po dwadzieścia lat, przecież na to wszystko jest jeszcze czas. 
-Tak lub nie -wzrusza ramionami. 
-Tak ! Tak, tak, tak Maciuś ! -rzucam się na niego i razem opadamy na śnieg. Wpijam się w jego usta przelewając w tym pocałunku wszystkie swoje emocje, po czym Muzaj zakłada mi pierścionek nadal leżąc na białym puchu. Unoszę rękę do góry i oboje przyglądamy się malutkiemu świecidełku. 
-Kocham cię -szepcze wprost do mojego ucha. 
-Też cię kocham -odpowiadam również szeptem. 

Jeśli chcesz wiedzieć coś o mnie to coś Ci zdradzę,
miłość dla mnie to huśtawka która stoi w równowadze,
bo chcę Cię z każdą wadą, nic nie zmienię,
mój narkotyku, mój tlenie.
____________________________________________
Przepraszam Was moje kochane Pesymistki, ale jeszcze jest kolorowo :) Obiecuję, że to już ostatni sielankowy rozdział, na razie ;) Musiałam podzielić go na dwie części, żeby lepiej się czytało ;) Kto się spodziewał takiego obrotu spraw ? :D 
Z tego miejsca chcę przeprosić pana Mirosława, że musi sprawdzać mój test kompetencji z matmy xd Wyrazy współczucia xd 
Do następnego ;* 

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 22.


Do Wrocławia wyjechaliśmy kilka minut po dwunastej. Całą drogę, która minęła szybko przegadaliśmy o różnych pierdołach i między innymi o tym, jak spędzimy Sylwestra. Razem zadecydowaliśmy, że ostatnią noc w 2012 roku spędzimy na domówce u Winiara, gdze miała spotkać się większość reprezentacji i cała Skra. Po kilku godzinach drogi Maciek zaparkował na podjeździe małego, parterowego domku. Już przy samych drzwiach czekali na nas rodzice Maćka i Gosia. Muzaj grzecznie przedstawił mnie swoim bliskim i po chwili usiedliśmy na skórzanej kanapie. Ewelina, mama Maćka, dostarczyła wszystkim herbatę. Szybko złapaliśmy wspólny język, a nasza rozmowa wciąż grążyła wokół siatkówki. Najlepiej dogadywałam się z Gosią, nie tylko o sporcie, ale też ubraniach, kosmetykach, motoryzacji, chłopakach, o wszystkim. Po krótkim poznaniu się razem z Eweliną i Gosią weszliśmy do królestwa mamy Maćka (czyt. Kuchni) i wspólnie zaczęłyśmy przygotowania do Wigilii. Po kilku godzinach krzątaniny weszłam do łazienki, wykąpałam się, zrobiłam wysokiego koka, delikatny makijaż, przebrałam się i zadowolona weszłam do starego pokoju Maćka. 
-Polubili cię -objął mnie w pasie i spojrzał w oczy. 
-A ja ich -uśmiechnęłam się i złożyłam namiętny pocałunek na wargach atakującego. 

Schodzimy na dół trzymając się za ręce. W salonie są już dziadkowie Maćka i rodzeństwo jego rodziców wraz z dziećmi. Z zaledwie pięciu osób, które kilka godzin temu krzątały się po domku nagle zrobiło się około dwadzieścia osób. Spory salon państwa Muzajów robi się coraz mniejszy, mój chłopak przedstawia mnie wszystkim wokół, a ja staram się zapamiętać jak najwięcej imion. Po chwili zaczyna się najtrudniejsza część świąt - dzielenie się opłatkiem. Zanim każdy połamał się z każdym minęła ponad godzina. W końcu siadamy przy stole, który co chwilę robi się coraz mniejszy. Po zjedzeniu kolacji dzieciaki rzucają się na ułożone pod choinką prezenty i roznoszą je wszystkim wokół. Rozpakowuje moje prezenty przyglądając się nabytym rzeczom, aż  w końcu w ręce wpada mi coś prostokątnego, lekkiego i ładnie opakowanego. Rozdzieram papier i pierwsze co z niego wypada, to śliczny, srebrny naszyjnik z błyszczącą literką ‘M’. Uśmiecham się pod nosem i zapinam go na mojej szyi po czym wyciągam z opakowania tą drugą, większą rzecz. Na moją twarz wkrada się ogromny uśmiech. 
-Skąd to masz ?-pytam Maćka, który staje za mną i opiera brodę o moją głowę. 
-Ma się te znajomości u fotografów -odpowiada zadowolony. 
-Wykradłeś je Paulinie -zerkam na niego z uśmiechem. 
-Sama mi przesłała. 
-Słodcy jesteśmy -śmieję się i ponownie spoglądam na duże, czarno-białe zdjęcie w czerwonej ramce przedstawiające nasz pierwszy pocałunek na środku boiska w Energii. Dokładnie pamiętam tamten dzień. Byłam taka szczęśliwa. Wciąż jestem.- Kocham cię -szepczę Muzajowi 
 do ucha i wpiłam się w jego słodkie usta. 
-A ja ciebie. 
-Fuuuuuuuu -krzywi się przebiegająca obok nas sześcioletnia Kasia, a Maciek zaczyna ją gonić. Jak dziecko. Wyrośnięte, ale jednak dziecko. 

Kilka minut po pierwszej zmęczona rzucam się na łóżko. Maciek znika za drzwiami łazienki, a ja szczelnie opatulam moje przemarznięte stopy. Decyzja o pójściu na pasterkę w szpilkach, to jedna wielka głupota. Śmieje się sama z siebie i wyciągam z torebki moją komórkę. Jedna nowa wiadomość od Nowakowkiego. 
‘ Wszystkiego najlepszego. Nie będę pisał nic więcej. Bądź szczęśliwa ;*’  
Uśmiecham się do wyświetlacza i zaczynam wystukiwać treść wiadomości na małych przyciskach mojej Nokii. Wysyłam wiadomość i ponownie kładę się na miękkiej pościeli, kiedy w pokoju rozbrzmiewa się dźwięk oznajmujący połączenie przychodzące. Sięgam po telefon i wciskam zieloną słuchawkę.
-Ty jeszcze nie śpisz ? Wieczorynka była już dawno temu. 
-Ha ha, bardzo śmieszne -oburza się Piotrek i już widzę, jak przewraca oczami.- Za to ty powinnaś się teraz przewracać na drugi bok. 
-Niestety zostałam zmuszona do wypadu na pasterkę. W końcu trzeba zrobić dobre wrażenie na rodzicach Maćka. 
-Na czyich rodzicach ? -pyta zdziwiony, co mnie lekko rozśmiesza. 
-No Macieja Muzaja, idioto. Siedzimy we Wrocławiu, w końcu święta są, nie ?
-Myślałem, że to już skończone… 
-To następnym razem nie myśl, bo nie idzie ci najlepiej. Jakbyś się czasem odewał, to może byłbyś w temacie. 
-Oj przepraszam. Zabiegany byłem. 
-Nie musisz się tłumaczyć. Ty siedzisz w Żyrardowie ? 
-Nie. W Kielcach. 
-Gdzie ?! A cóż ty tam robisz ? 
-To samo, co ty -mówi obojętnie.-Robię dobre wrażenie na rodzicach drugiej połówki. 
-To wy w końcu nadal razem ? Myślałam, że po tej ostatniej kłótni wszystko skończone. 
-Jakbyś się czasem odezwała, to może byłabyś w temacie. 
-Ty nie kradnij moich tekstów -śmieję się.- Musze kończyć -dodaję słysząc, że Maciek wychodzi już z łazienki. 
-Widzimy się w Sylwestra ? 
-A będziesz na domówce u Miśka ? 
-Oczywiście ! 
-No to się widzimy. Pa -cmokam do telefonu i wciskam czerwoną słuchawkę. 
W tym samym momencie do pokoju wchodzi Muzaj ubrany tylko w bokserki. Po jego nagim torsie spływają jeszcze pojedyncze kropelki wody. Kładę się na łóżku lekko unosząc się na łokciach i wpatruję się w mojego chłopaka przygryzając delikatnie wargę. Muzaj od razu to zauważa i rzuca we mnie ręcznikiem. 
-Nie napalaj się tak -śmieje się kładąc obok i obejmując mnie w pasie.- Jutro kierunek Warszawa ? -pyta wpatrując mi się w oczy i jednocześnie wsuwając dłoń pod moją koszulkę. Cholera, dobrze wie, jak bardzo mnie kręci. 
-To dopiero jutro -stwierdzam wskakując na niego przy okazji zrzucając z siebie bluzkę. Maciek zaczyna się śmiać, po czym mocno wpija się w moje usta. Zadowolona z obrotu spraw odwzajemniam jego pocałunki i pomagam tej sierocie rozpiąć stanik i pasek moich spodni. Kiedy zostaje w samej bieliźnie Maciek sprytnie przewraca mnie tak, że teraz to on jest nade mną. Zaczyna całować mój brzuch, dekolt  szyję. Przygryza płatek mojego ucha, a ja czuję się jakbym miała za chwilę zwariować. Pojękuje cicho, a gdy nie mogę już wytrzymać wpijam się w jego usta. W końcu Muzaj zaczyna czynić to, co do niego należy,  a ja nie potrafię się już opanować. Ściskam pościel z całych sił i co chwilę wydaję z siebie jakieś bliżej nieokreślone okrzyki podobnie jak on. W momencie kulminacyjnym przyciągam do siebie jego twarz i namiętnie całuje, po czym wydajemy z siebie ostatnie jęki rozkoszy i zmęczeni opadamy na pościel próbując unormować nasze oddechy. 
-Ciszej tam kurwa -słyszymy krzyk Gośki i oboje wybuchamy śmiechem. Wtulam się w Maćka i zamykam oczy. 
-Kocham cię -słyszę jego szept. 
-A ja ciebie -odpowiadam z uśmiechem na ustach i całuję go w policzek. Po chwili odpływam do krainy Morfeusza. 

Budzę się i niechętnie podnoszę swój zacny tyłek z łóżka. Zerkam na komórkę. Dziewiąta trzydzieści. Patrzę na śpiącego Muzaja i stwierdzam, że nie będę go jeszcze budzić. Po ciuchu wyjmuję czyste ciuchy z walizki i idę do łazienki. Biorę prysznic, ubieram się i wykonuję resztę codziennych czynności, po czym schodzę na dół. 
-Dzień dobry -uśmiecham się do siedzących przy stole państwa Muzajów i Gośki. Reszta rodziny porozjeżdżała się do swoich domów i nagle salon znów stał się duży. 
-Hej -wita mnie Ewelina.-Siadaj i się częstuj -przeczesuje wzrokiem stół pełen przeróżnych smakołyków.-Maciuś jeszcze śpi ? 
-Dziwne, jakby po takiej nocy już wstał -wtrąca się Małgosia charakterystycznie poruszając brwiami. Czuję, jak moje policzki płoną, a Ewelina i Grzegorz zaczynając się śmiać. Siadam przy stole i nalewam sobie herbaty, po chwili do salonu wpada zaspany Maciek i zaczynamy jeść. 

Po śniadaniu od razu pakujemy manatki i ruszamy do Warszawy. Wcale nie mam ochoty na to spotkanie z matką, nawet fakt, że zobaczę tatę nie cieszy mnie tak, jak kiedyś. Zniechęcona wbijam wzrok w widoki za szybą wsłuchując się w słowa piosenki. 


Człowiek jest skonstruowany tak by się dostosowywać.
I jeśli Bóg miał swój plan, to Ty mu wybacz,
to Ty też musisz mieć swój i się nie odzywać.
Nie możesz okłamywać się, że nikt cię nie wykiwa.
Nieznośna lekkość bytu słodko-gorzki smak ma.

-Wyjedźmy gdzieś -wyrywa mnie głos Maćka. 
-Co ? -patrzę na niego zaskoczona. 
-Jedźmy gdzieś. Jutro wrócimy od twoich rodziców, spakujemy się i spędzimy trochę czasu tylko we dwoje. Wrócimy trzydziestego pierwszego rano -zerka na mnie kontem oka, a ja sama nie wiem co mam powiedzieć. 
-Tak po prostu ? 
-Tak po prostu -wzrusza ramionami. 
-Nie -mówię stanowczo, a on patrzy na mnie zdziwiony. Myślał, że mu ulegnę. Ha ! Był pewien, że mu ulegnę.- Nie jutro, tylko dzisiaj -uśmiecham się i on odpowiada mi tym samym. Znowu uległam. 
-Kierunek Bełchatów. 
-Tak. Tylko szybko i pakować też masz się szybko -mówię z wyrzutem. 
-Dobraaaa -wywraca oczami i mocniej wciska pedał gazu. 
___________________________
Dajcie mi już wakacje. Błaaaaaaaagam ! Albo chociaż weekend. <3 Byleby do piątku. 
Maciek ! Wszystkiego najlepszego mój Ulubieńcu ;* 
Widzę, że dużo pesymistek czyta to opowiadanie i od razu stwierdziłyście, że coś się popsuję, więc zrobiłam na przekór :D Buahahhahaha ! <szyderczy śmiech xd> :) 

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 21.


-Iga !-słyszę krzyk i leniwie przecieram zaspane oczy. Do sali wpada Kacper, a zaraz za nim wrzeszcząca pani Zosia. Wymachuje rękoma na wszystkie strony krzycząc, że ma stąd wyjść, a on machnął tylko ręką i siada na krzesełku przy moim łóżku. 
-To mój przyjaciel, niech zostanie -uśmiecham się w kierunku pielęgniarki, a ta mruczy coś pod nosem i wychodzi z pomieszczenia. 
-Boże Iguś ! Dobrze się czujesz ? Nic cię nie boli ? Nie złamałaś sobie niczego ? Na pewno wszystko ok. ? Przepraszam, że mnie tu nie było, ale nie mogłem się wyrwać z tej pieprzonej roboty. Przepraszam. Naprawdę przepraszam, bo chciałem, serio, ale no… 
-Kacper nie zapomnij o oddychaniu -przerywam jego monolog śmiechem. 
-Bardzo śmieszne, ha ha ha -wywracam oczami co wywołuje u mnie jeszcze większy śmiech.- No powiedz wreszcie, jak się czujesz ? 
-Dobrze. Nareszcie się wyspałam. 
-Czy ty zawsze wszystko musisz obrócić w żart ? Ten facet to jeden z tych warszawskich typków spod ciemnej gwiazdy ? 
-Tsa… Ale jest już złapany i nie ma co się nim martwić. Szef bardzo się wkurzył, że zawaliłam ? 
-Na początku tak, ale jak dowiedział się dlaczego to mu przeszło. Przyniosłem ci notatki z uczelni. 
-Pomyślałeś o wszystkim -kiwam głową z uznaniem.- Dziękuje. 
-Dla ciebie wszystko. Jeśli chcesz mogę pomóc ci też przy wyprowadzce. Niezły skurwiel z tego Maćka, ale w sumie to dobrze, że to wszystko się wydało, bo nie wiadomo jak długo by cię jeszcze oszukiwał. 
-Kacper o czym ty mówisz ? -marszczę brwi i wlepiam wzrok w przyjaciela. Speszony Mielecki wbija wzrok w podłogę i sam nie wie co ma powiedzieć. Ja jednak nie mam zamiaru odpuścić i szturcham go ręką.- No mów. 
-Jesteś pewna, że jest ci wierny ? 
-Tak. Powiedział, że nigdy mnie nie zdradził, a ja mu wierzę. 
-W takim razie to nic ważnego -uśmiecha się i wstaje z krzesełka.- Ja już muszę lecieć. Wpadnę jutro -całuje mnie w policzek i szybko wychodzi. Zdziwiona próbuje domyślić się o co chodziło Kacprowi. Wie o czymś, o czym nie wiem ja ? Ale przecież Maciek mnie nie zdradził. Ufam mu i nie mam zamiaru znowu oskarżać go o zdradę. Kocha mnie i to jest najważniejsze. 

Kolejne dwa dni również spędziłam w szpitalu. Czas tutaj dłużył się niemiłosiernie, a nuda nie wpływa na mnie pozytywnie. Więcej wolnego czasu, to dla mnie więcej czasu na przemyślenia. Od nowa zaczęłam analizować związek z Maćkiem i całą sytuację z Martyną. Zdradził ? Nie zdradził ? Po długich przemyśleniach w końcu doszłam do wniosku, że skoro się stara to kocha, a przecież to jest najważniejsze. Postanowiłam spróbować jeszcze raz, od początku. 

Pakuję swoje rzeczy to torby, biorę Muzaja za rękę i wychodzę z sali. Na korytarzu żegnam się z panią Zosią i doktorem Tymczukiem, po czym z uśmiechem na twarzy idziemy w stronę wyjścia. Otwieram drzwi i z uśmiechem na ustach przekraczam próg szpitala. Zimny wiatr rozwiewa moje włosy. Biorę haust powietrza i zadowolona wtulam się w Maćka, a ten całuje mnie w czoło, ponownie bierze za rękę i prowadzi w kierunku auta. Od razu, kiedy siadam na miejscu pasażera włączam radio, wkładam do stacji płytę Onara i włączam muzykę na fula. 
Nie w tym rzecz, żeby leżeć, płakać, szlochać. 
Ktoś cię kocha, to ty też się naucz kochać. 


Wchodzimy do mieszkania, a ja od razu idę pod prysznic. Zimna woda wywołuje gęsią skórkę na całym ciele i mocno mnie orzeźwia.  Opuszczam kabinę, przebieram się i czeszę włosy w wysokiego kucyka. Wychodzę z łazienki i idę do salonu, w którym siedzi już atakujący pochłaniając kanapki. Siadam obok niego i również zaczynam jeść popijając kanapki gorącą herbatą. 
-Co robimy ze świętami ? -przerywa ciszę i wlepia we mnie wyczekujące spojrzenie. 
-To znaczy ? -zdezorientowana odpowiadam pytaniem biorąc łyka brązowej cieczy. 
-Za dwa dni Wigilia, a my nie mamy żadnych planów. Zostajemy w Bełchowie, jedziemy do Wrocławia czy Warszawy ? 
-Mnie się pytasz ? Nie mam pojęcia -wzruszam ramionami i czekam na jakąś propozycję. 
-Zdzwoniła moja mama. Chcę żebyśmy przyjechali do nich na Wigilię, bo cała rodzina chce poznać dziewczynę maleńkiego Maciusia -przewraca oczami, co wywołuje u mnie śmiech.-Drugiego dnia świąt możemy jechać do twoich rodziców. Co ty na to ? 
-Może być -po raz kolejny wzruszam ramionami pałaszując następną kanapkę. Nigdy nie lubiłam świąt, żadnych, a już w szczególności Bożego Narodzenia. Ten cały szum robiony wokół prezentów, św. Mikołaja, ubierania choinek. Wszystkie reklamy przedstawiające uśmiechnięte rodziny przy świątecznym stole, lampki wywieszone w całym mieście, sztuczne uśmiechy wszystkich wokół i wymuszone życzenia budziły we mnie odruch wymiotny. Najchętniej cały ten czas bym przesypiała lub wyjeżdżała izolując się od całego tego zgiełku, jednak nie chcę robić przykrości Maćkowi. W końcu nie mogę myśleć tylko o sobie. 
Po skończeniu naszej kolacji zbieram brudne talerze oraz szklanki i wkładam je do zmywarki. Rozpakowuje swoją szpitalną torbę i nastawiam pranie, po czym zaczynam odkurzać. Po ogarnięciu mieszkania wracam do salonu i kładę się na kanapie opierając głowę na klatce piersiowej mojego mężczyzny, a on zaczyna bawić się moimi włosami. Oglądamy mecz piłki ręcznej, co chwilę wymieniając jakieś uwagi na temat gry, kiedy w mieszkaniu rozlega się dźwięk dzwonka. Maciek zbiera swoje zacne cztery litery i idzie otworzyć. Po chwili do salonu wchodzą Adam i Weronika. Witam się i idę zrobić herbatę oraz wyciągam z szafki ciasteczka i układam je na talerzu, po czym wracam do gości. 
-To co was sprowadza ?-pytam wpychając do ust czekoladowe ciastko. 
-A czy od razu musi nas coś sprowadzać ? Przyszliśmy was odwiedzić, po prostu. 
-Yhymmm… Za dobrze cię znam braciszku, żeby w to uwierzyć. 
-Dobra, powiedzmy im i miejmy to z głowy -Weronika łapie Adama za rękę i delikatnie się uśmiecha.-Jestem w ciąży. 
-Wiedziałam, że będą z tego dzieci ! -krzyczę i rzucam się na Adama, a potem przytulam Weronikę. Oboje z Maćkiem im gratulujemy, a uśmiechy nie schodzą z naszych twarzy.  Oczy mojego brata, aż się błyszczą, gdy mówi o dziecku. Jest taki szczęśliwy ! A ja razem z nim. Od razu ‘zarezerwowałam’ sobie miano chrzestnej. Posiedzieliśmy z nimi jeszcze godzinkę rozmawiając o różnych pierdołach, co chwilę schodząc na temat ślubu lub dzieci. Jeszcze nigdy nie spotkałam dwójki ludzi, którzy tak kurewsko do siebie pasowali. Weronika była po prostu stworzona dla Adama, a Adam dla Weroniki, nawet głupi by to zauważył. Patrząc na nich uśmiech sam cisnął się na usta, emanowało od nich szczęście. Miałam nadzieję, że mnie i Maćkowi również będzie dane cieszyć się z naszego ślubu i dzieci. 

Następny dzień minął mi na gruntownym sprzątaniu mieszkania i zwożeniu reszty moich rzeczy od Adama. W końcu i tak nie spędzałam tam wiele czasu, a im niedlugo przyda dodatkowy pokój. Po południu wybrałam się na trening Skrzatów, aby zdobyć trochę nowych zdjęć dla szefa. Wieczorem zmęczona padłam na łóżko wtulając się w tors Maćka i niemalże od razu odpłynęłam do krainy Morfeusza. 
Nazajutrz wstałam wcześnie rano i od razu pognałam do kuchni. Zaparzyłam kawę i zrobiłam stos kanapek. Sama zjadłam tylko dwie przeglądając wczorajszą prasę. Po zjedzeniu śniadania udałam się pod prysznic, później zrobiłam koczka, podkreśliłam oczy eyelinerem, ubrałam się i zadowolona z efektu mojej pracy weszłam do sypialni. Usiadłam na brzegu łóżku i delikatnie pocałowałam Maćka. On powoli otworzył oczy i przetarł twarz dłońmi. 
-Gdzie idziesz ? -spytał zaspanym głosem.
-Na zakupy. Przydałoby się zaopatrzyć w jakieś prezenty, skoro jedziemy na święta do naszych rodziców. Ty masz dzisiaj ostatni trening, więc zajmę się tym sama. W kuchni masz śniadanie -wpiłam się w jego usta i wyszłam z mieszkania. 

Zakupy nie były łatwą sprawą. Nienawidziłam ich robić, gdy miałam jakiś konkretny cel. Tłum zabieganych ludzi i denne świąteczne pioseneczki wcale nie pomagały. Zdenerwowana chodziłam po galerii już godzinę, a nadal niczego nie kupiłam. W końcu znalazłam odpowiedni prezent dla Weroniki. Ot taka, koszulka na zaś. Później poszło z górki.  Adamowi kupiłam nowe słuchawki,bo narzekał, że ostatnio mu się popsuły, tacie pióro do pisania, mamie perfumy tak jak tacie Maćka, mamie Maćka książkę z przepisami na ciasta, bo jej syn wspominał, że lubi piec. Gosi, siostrze Maćka bransoletkę, bo podobno je uwielbia, Maćkowi zegarek, ponieważ swój ulubiony gdzieś zgubił. Kiedy miałam wychodzić ze sklepu jubilerskiego przypomniało mi się, że jeszcze nie mam prezentu dla jednej osoby. Ponownie wróciłam do ekspedientki i poprosiłam o zawieszkę z literką I. Zapłaciłam za świecidełko i wyszłam ze sklepu.  W końcu on nosi na szyi łańcuszek z literką J, więc jeśli będzie chciał doda do niej jeszcze I. 
Zadowolona z zakupów wróciłam do domu, gdzie czekał już Maciek. Pokazałam mu wszystkie prezenty oprócz zegarka i zawieszki, po czym zjedliśmy razem obiad, a później zaczęliśmy pakowanie. Wieczorem zrobiliśmy sobie mini seans filmowy, po którym zmęczona całodniową bieganiną po sklepach oddałam się w objęcia Morfeusza. 
_________________
Hej :) Znowu dodaje nowy rozdział w nocy xd Bardzo, naprawdę bardzo przepraszam Was za to co znajduje się na górze. Wiem, połowa jest pisana w innym czasie, połowa w innym, ale mam nadzieję, że nie czyta się aż tak źle :) Jestem chora i jakoś nie do końca szło mi to pisanie. Wiem, słaby argument, ale mam nadzieję, że zrozumiecie ;) U naszych bohaterów dopiero Boże Narodzenie xd Tak, tak jestem bardzo na czasie ;d Tak sobie dzisiaj myślałam i doszłam do wniosku, że zrobiłam z tego Maćka niezłego sukinsyna xd Ale mam nadzieję, a wręcz jestem pewna, że każda z Was zdaje sobie sprawę, że to tylko FIKCJA ! :) No to chyba tyle, pozdrawiam ;* 
19 dni do LŚ.<3  
26 dni do meczu z Brazylią.<3
12 dni do meczu z Serbią.<3

środa, 8 maja 2013

Rozdział 20.


Narracja trzecioosobowa. 
Dzień, jak każdy inny w Rzeszowskim szpitalu. Zabiegani lekarze, starsze panie o siwych włosach ubrane w długie koszule nocne, ludzie szurający po podłodze nałożonymi na buty ochronnymi woreczkami, unoszący się charakterystyczny, szpitalny zapach i on. Siedzi nieobecny ze spuszczoną głową, czyli w pozycji, która jest dla niego charakterystyczna w ciągu ostatnich dwóch dni. Obok niego siedzą równie przybici Adam, Nowakowski, Kłos i jej ojciec. Wszyscy wyglądają jakby przed chwilą zawalił im się świat, ale przecież po części tak właśnie było. Przecież ona była, dokładniej jest, ich malutkim oczkiem w głowie. Malutką, bezbronną dziewczynką, która na pewno nie poradziłaby sobie bez ich pomocy. Co chwilę spoglądają przez szklane drzwi na jej bezwładne ciało, które od dwóch dni nie wykonało żadnego ruchu. 

-Stary, co tam się wydarzyło ? -pyta Kłos przyjaciela, kiedy razem idą do bufetu po kawę. 
-Pokłóciliśmy się, ona wybiegła, ten popapraniec w nią wjechał… -Maćkowi łamie się głos na samą myśl o tym, co wydarzyło się tamtego poranka. 
-Tyle to i ja wiem. O co była ta kolejna kłótnia ? 
-Ona myśli, że ja ją zdradzam. Ba ! Iga jest tego pewna. 
-Maciek, zastanów się, jak to wygląda. Znikasz do Martyny na całe dnie, a czasami nawet noce pod pretekstem, że ona cię potrzebuje. Myślisz, że Iga nie ? Też cię potrzebuje. Potrzebuje twojej obecności i wsparcia, którego nie dostaje tyle co Martyna -Karol patrzy przyjacielowi w oczy czekając w szpitalnym bufecie na zamówioną kawę. 
-Kurwa, ty też ? 
-Próbuje pokazać ci całą tą sytuację z perspektywy Igi. A teraz tak całkiem szczerze. Zdradziłeś ją czy nie ? -świdruje atakującego wzrokiem. Gdyby takie spojrzenia miały zastosowanie praktyczne Maciek na pewno miałby już kilka dziur w swoim ciele. 
-Nie -spuszcza wzrok uciekając od spojrzenia swojego przyjaciela. 
-Maciek…- on jednak nie odpuszcza. 
-Raz. Cholernie tego żałuje. Za każdym razem, kiedy o to pyta muszę kłamać. Muszę, bo wiem, że jeśli powiem jej prawdę to kopnie mnie w dupę. A ja za bardzo ją kocham, żeby pogodzić się z jej odejściem w dodatku z mojej winy. Tylko, że… Martyna zawróciła mi w głowie. Owinęła sobie mnie wokół palca i za cholerę nie potrafię sobie z tym poradzić -wbił wzrok w podłogę. Nie umiał spojrzeć Karolowi w oczy, doskonale wiedział, że dostanie od przyjaciela niezłą zjebkę. 
-Tak kurwa nie będzie -Kłosu szybko wstał od stolika i bez słowa wyszedł z bufetu, a następnie ze szpitala zostawiając Maćka w osłupieniu. Nie takiej reakcji się spodziewał. Niewiele myśląc nad zachowaniem środkowego również wstał od stolika, zabrał kawy dla reszty panów i powolnym krokiem wrócił pod salę numer 61. 

-Mają go ! Słyszycie ? Mają chuja ! -pod salę wbiegł Winiarski niczym małpa spragniona wolności, a tuż za nim zdyszany Pliński. 
-Panie Michale ! -upominała siatkarza przechodząca obok pielęgniarka. 
-Przepraszam za kolegę, ale widzi pani co potrafi zrobić z człowiekiem brak odpowiednich leków -Pliński posłał pielęgniarce o imieniu Zosia sympatyczny uśmiech, a ta w odpowiedzi tylko westchnęła i poszła dalej. 
-To tobie by się jakieś leki przydały, bo jak widać starość nie radość i już nawet szpitalnego korytarza nie możesz przebiegnąć -syknął Winiar. 
-O przepraszam bardzo ! Za to ty…- już zaczął Daniel, jednak przerwał mu zniecierpliwiony Adam. 
-Kogo kurwa mają ? 
-No tego frajera z czarnego BMW !-wydarł się entuzjastycznie Misiek za co niemal od razu otrzymał karcące spojrzenie pani Zosi. 
-Kto to był ? -ożywił się Pit. 
-No i to jest właśnie najlepsze -Pliński nadal ciężko dysząc usiadł na jednym z wolnych krzesełek.- Okazało się, że to jakiś diler spod Warszawy. Policja szukała go kilka lat za posiadanie narkotyków, pobicia i kilka gwałtów, ale udało im się dorwać skurwiela dopiero teraz. 
-Jest szansa, że ona miała z nim jakieś porachunki ? -Misiek zmierzył wszystkich wzrokiem, jednak nie napotkał żadnego spojrzenia. Wszyscy spuścili głowy nie wiedząc jakiej odpowiedzi udzielić przyjmującemu. 
Nagle wszyscy poderwali się ze swoich miejsc, bo w sali Igi wszystkie urządzenia zaczęły niebezpiecznie piszczeć, świecić i wszystko, co tylko potrafią. Od razu wpadło tam kilku lekarzy podłączając dziewczynę do innych urządzeń. Po kilku minutach, które dla siatkarzy, tenisisty i biznesmena wydawały się wiecznością z pomieszczenia wyszedł lekarz. 
-Jest ktoś z rodziny ? 
-Jestem ojcem -Robert podał rękę lekarzowi. 
-Z panią Igą jest coraz lepiej. Ten atak można potraktować jako znak, który pokazuje, że niedługo będzie się wybudzać. Jeszcze dzisiaj powinna dojść do siebie -doktor Tymczuk posłał mężczyzną przyjazny uśmiech i zostawił ich z pozytywnym nastawieniem. 
-Nareszcie…- westchnął Maciek przylepiając twarz do szklanych drzwi wpatrując się w swoją dziewczynę. 

Po kilku kolejnych godzinach spędzonych na szpitalnym korytarzu w końcu zaczęło się coś dziać. Do sali wpadli lekarze, a wszyscy panowie przykleili twarze do szklanych drzwi w oczekiwaniu jakiś wiadomości. W końcu z pomieszczenia wyszedł lekarz. 
-Obudziła się -Tymczuk promiennie się uśmiechnął. 
-Można do niej wejść ? -wyrwał się Adam. 
-Naturalnie, aczkolwiek proszę jej zbytnio nie męczyć -kiedy tylko lekarz odszedł wszyscy z entuzjazmem wparowali do sali. W momencie, gdy Maciek miał przekroczyć próg ktoś złapał go za nadgarstek. Muzaj odwrócił się napięcie i zobaczył dumnie uśmiechniętego Karola. 
-Obudziła się ! -wykrzyknął Maciek. 
-Wiedziałem, że się nie podda. To silna dziewczyna- uśmiechnął się środkowy.-Mam dla ciebie świetną wiadomość. Już nie zobaczysz Martyny ? 
-Jak ty… 
-Nie spieprz tego -szepnął Karol, po czym wszedł do sali. 

Oczami Igi. 

Budzę się i słyszę zewsząd jakieś nieznane mi głosy. Ktoś ciągle wchodzi i wychodzi, ktoś coś mówi, gdzieś coś pika. Powoli otwieram oczy  i próbuje zlokalizować miejsce, w którym się znajduję. Dopiero po chwili, gdy skojarzyłam fakty zrozumiałam, że leżę w szpitalu. Po chwili do sali wszedł młody, wysoki mężczyzna w białym fartuchu przedstawiając się jako mój lekarz prowadzący Grzegorz Tymczuk. Wyjaśnił mi co i jak przy okazji informując, iż za dwa, góra trzy dni będę mogła wrócić do domu, oczywiście pod warunkiem, że badania nie wykażą niczego niepokojącego. Wymieniliśmy się uśmiechami, po czym wyszedł z sali. Nie zdążyłam mrugnąć, kiedy przede mną stali już Adam, tata, Winiar, Plina, Pit, a za chwilę dołączyli do nich Maciek i Karol. 
-Aż tak się stęskniliście ? -lekko się uśmiechnęłam. 
-Cholernie ! -wydarł się Misiek. 
-Ale zbladłaś -szczerość Daniel potrafi dobić człowieka. Pogadałam trochę z chłopakami, a następnie wygoniłam Daniela i Michała do rodzin. 
-Przez całe te dwa dni siedzieliście w tym okropnym miejscu wlepiając we mnie wzrok ? -zbeształam ich spojrzeniem po tym, co opowiedział mi Kłosu. 
-A myślisz, że bylibyśmy w stanie zająć się czymś innym ? -tata spojrzał na mnie z politowaniem. 
-Ty powinieneś być na innym kontynencie, ty na turnieju w Madrycie, ty powinieneś świętować swoje urodziny, bo dzisiaj sobota, a wy powinniście trenować !- pouczałam ich pokazując kolejno na tatę, Adama, Pita, Maćka i Kłosa. W odpowiedzi wybuchli tylko śmiechem. Rozmawialiśmy jeszcze kilka minut. Dowiedziałam się, że ten drań został już złapany, że wszyscy się o mnie bali, że Martyna się wyprowadza. Wszystko szło ku lepszemu. W końcu do sali wparowała dosyć młoda pielęgniarka i oznajmiła, że czas odwiedzin dobiegł końca. Żegnałam się z każdym z nich, a oni po kolei wychodzili z sali. Na deser został Maciek. 
-Czemu nie powiedziałaś, że za tobą łaził ? 
-Byłeś zajęty Martyną -odwróciłam wzrok byle tylko nie patrzeć mu w oczy. Złapał mnie za rękę i kciukiem zaczął gładzić moją dłoń. Delikatnie odwrócił moją twarz i zmusił mnie do spojrzenia na niego. 
-Iga, nie zaczynaj od nowa. Kocham cię. Tylko ciebie. Daj mi jeszcze jedną szansę, a obiecuję ci, że jej nie spieprzę -spojrzał mi głęboko w oczy i nachylił się nade mną. Nasze usta dzieliły już tylko centymetry. Ponownie zatopiłam się w jego brązowych tęczówkach, po czym poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Nagle usłyszeliśmy kobiecy głos. 
-Przecież mówiłam, że pora odwiedzin dobiegał końca. Proszę wyjść -pielęgniarka stanęła przy drzwiach świdrując wzrokiem Muzaja. 
-Dobrze. Już idę -uśmiechnął się i uniósł ręce w geście poddania się.-Dobranoc Maleńka -puścił mi oczko i wyszedł z sali. Z uśmiechem na twarzy zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Mimo, iż ‘spałam’ dwa dni i tak byłam zmęczona. W głowie kłębiły mi się różne myśli, ale wszystkie prowadziły do jednego : teraz może być już tylko lepiej. 
______
Hej :D Jak tam ? Też odliczacie dni do pierwszego meczu ? :) Już na prawdę nie mogę się doczekać xd A dzisiaj chodzę i wyśpiewuje różne kibicowskie przyśpiewki, a wszystko przez TEN  filmik xd ''Banda świrów ! auuu ! Chuligani ! auuu ! Koroniarze ! auauauuuu!'' ;D ''To my, to my SCYZORY ! To my, to my SCYZORY !'' I tak całyyyy dzień ;p