Wybiegam z łazienki przy okazji taranując Iwonę. Szybkim krokiem kieruję się do garderoby, a ona idzie tuż za mną wciąż coś do mnie mówiąc, jednak nie zwracam na to większej uwagi i wyciągam największą walizkę, po czym pakuję do niej swoje rzeczy. Nic nie widzę, nic nie słyszę, o niczym nie myślę. Otumaniona mechanicznie wpycham do walizki ubrania, a po moich policzkach płyną łzy. Na ziemię sprowadza mnie Iganczakowa, która łapie mnie za ramiona i mocno mną potrząsa.
-Jestem w ciąży -oznajmiam zapłakana.
-Tyle to się zdążyłam domyślić -wywraca oczami i nerwowo tupie nogą w oczekiwaniu na dalsze wyjaśnienia.
-Piotrek nie chce dzieci. A ja nie chcę, żeby robił coś wbrew sobie. Ja sobie jakoś poradzę.
-Co ty wygadujesz ? Przecież Pit cię kocha, a ty kochasz Pita ! Może jeszcze tego nie planowaliście, ale jestem pewna, że on się ucieszy ! -gada jak najęta wciąż mocno ściskając mnie za ramiona. Jej słowa powodują jeszcze większy potok łez.- Iga, nie rób głupot ! -mówi, kiedy wyrywam się z jej uścisku i znów zaczynam się pakować. Kątem oka widzę jak wyciąga telefon. Szybko do niej podchodzę i wyrywam jej przedmiot z ręki.
-Nie dzwoń do niego. Ja już podjęłam decyzję -zasuwam torbę i przypominam sobie, że w salonie leży moja komórka. Spoglądam na przyjaciółkę, ona też o tym pamięta. Patrzymy sobie w oczy. Nerwowo przygryzam wargę i bez zastanowienia biegnę do salonu. Obie biegniemy. Przepychając się po drodze dobiegamy do stolika i rzucamy się po upragniony przedmiot. Chwyta go jednak Iwona, ja próbuje go wyrwać, lecz marnie mi to wychodzi. Zdenerwowana z powrotem biegnę do garderoby i zabieram z niej walizkę, po czym zakładam buty i wybiegam z mieszkania. Potykając się o każdą wystającą kostkę w chodniku udaje mi się dobiec do samochodu. Wrzucam walizkę na tylne siedzenie i siadam za kółkiem, odpalam silnik i z piskiem opon wyjeżdżam z parkingu.
*
Po kilku cholernie ciężkich godzinach drogi docieram na Okęcie. Ciągłe postoje przez cieknące łzy i złe samopoczucie sprawiły, że dotarłam później niż się spodziewałam. Po kilku minutach zastanowienia wybór pada na Anglię, lot za trzy godziny. Na początek zatrzymam się u cioci, a potem zastanowię się nad jakimś konkretnym planem na życie. Kupuję bilet i zmęczona opadam na plastikowe krzesełko. Delikatnie, jakby w obawie, że każdy gwałtowny ruch może mnie uszkodzić dotykam brzucha. Zaciskam powieki czując kolejne łzy. W mojej głowie pojawiają się wszystkie dobre wspomnienia związane z Piotrkiem. Każdy pocałunek, wspólna noc, każde czułe kocham cię. Kolejna porcja słonych kropel na policzku. Słyszę, jak ktoś mnie woła. Jestem prawie pewna, że to środkowy. Przełykam głośno ślinę i niepewnie odwracam głowę. Widzę go. Biegnie w moim kierunku poczochrany, kompletnie nie ogarnięty i wystraszony. Wstaję z krzesełka i również zaczynam biec. Rzucam się w jego ramiona i mocno się do niego przytulam. Nie wiem co mną kieruje, nie wiem czy dobre robię, ale wiem, że bez niego sobie nie poradzę.
-Iga…- szepce stawiając mnie na podłodze. Ociera kciukiem łzy z moich policzków i patrzy w moje oczy.- Kocham cię i cholernie cię potrzebuje. Chcę tego dziecka. Proszę cię, nie zostawiaj mnie -opiera swoje czoło na moim, po czym delikatnie wpija się w moje usta, jakby w obawie, że mogę mu uciec. Ale ja już nie chcę uciekać. Teraz wiem, że ja też go potrzebuję. Nie dam sobie bez niego rady.
-Pit, Pit ! Znalazłem -oboje odwracamy głowy i widzimy biegnącego w naszym kierunku Krzyśka, a tuż za nim Bartmana. Libero podbiega do środkowego i wręcza mu małe pudełeczko. Piotrek patrzy w moje oczy i ugina prawe kolano, po czym stawia je na podłodze. Patrzę na niego oszołomiona.
-Iga, zostaniesz moją żoną ? -czuję jak w moim gardle staje wielka gula.
-Zgódź się, bo on bez ciebie zginie, a trochę głupio pozbawić reprezentację takiego dobrego środkowego -Zibi klepie mnie po plecach, a na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
-No tak, jeszcze później będą dręczyć mnie wyrzuty sumienia -teatralnie wywracam oczami, po czym kucam przed Piotrkiem i wpijam się w jego usta. Blondyn otwiera małe pudełeczko i oboje wybuchamy śmiechem widząc pierścionek.
-No co ? -oburza się Igła.- Myślicie, że tak łatwo znaleźć pierścionek zaręczynowy w pięć minut ? Poza tym to był pomysł Zbycha -pokazuje palcem na atakującego, a ten tylko wzrusza ramionami.
-Co się tak patrzycie ? Przed wejściem były takie fajne automaty -zaczyna tłumaczyć się Bartman. W odpowiedzi oboje z Pitem machnęliśmy tylko ręką, a po chwili na moim palcu błyszczał już pierścionek zaręczynowy.
Wstajemy z podłogi i trzymając się za ręce wychodzimy z lotniska. Czuję się tak cholernie szczęśliwa. Widzę, że on również jest szczęśliwy. Przyciąga mnie do siebie i po raz kolejny wpija się w moje usta.
-Kocham cię. Właściwie kocham was -uśmiecha się szeroko i kładzie rękę na moim brzuchu delikatnie go masując. Teraz już musi być dobrze. Do końca.
_________________________
O dupę potłuc ten epilog, wiem. Nie podoba mi się, ale już nic innego nie potrafię wymyślić, przepraszam ;*
Dziękuję za każdy komentarz ! ;*
Dziękuję za każde wejście ! ;*
Dziękuję za każde miłe słowo ! ;*
Dziękuję za każdą radę ! ;*
Dziękuję za każdą minutę spędzoną na tym blogu ! ;*
Przepraszam za błędy ;*
Przepraszam za niedociągnięcia ;*